Przeczekać zimę U Madziara
11 grudnia 2011
Wystrój nowej węgierskiej restauracji U Madziara jest jakby wyjęty z lat 80-tych, mimo, że miejsce jest świeżo otwarte. Jest tu prosto, trochę rustykalnie. Namalowane na ścianach winorośle dźwigające dojrzałe owoce, jakby czekają na winobranie. Koronkowe obrusy na stołach, na ścianach obrazy z symbolami winnymi przenoszą nas ponad 500 km w linii prostej na południe, do kraju nad Balatonem. Suszone papryki jako element dekoracji przypominają o pikantnych smakach kuchni węgierskiej. Wystrój nie wyróżnia tej węgierskiej knajpki na tle innych, ale również nie przeszkadza. Czujemy się tu swojsko, domowo. Bo przecież nie o wystrój tu chodzi, ale o jedzenie.
Co do jedzenia, to mamy co do niego duże oczekiwania. Bo właścicielem restauracji U Madziara jest rodowity madziar Gabor Szerekesz, który gotował wcześniej w Borpince, a teraz przeszedł na swoje. Do Borpince jakiś czas temu wpadałam bardzo często, na moje ulubione zupy, gulasz czy leczo. Odwiedzając nową knajpę na Chłodnej, liczę na podobną jakość i kulinarne doznania.
Pierwszym pozytywnym sygnałem jest, że właściciel jest na miejscu, gdy się pojawiamy. Sam tu gotuje, widać go przez drzwi prowadzące do częściowo otwartej kuchni przyrządzającego dania dla gości. Krząta się między kuchennymi sprzętami, rozmawiając z uśmiechniętą obsługą i co jakiś czas wychodzi do gości. A gości ma sporo, wszystkie lub prawie wszystkie stoliki są zajęte, a kolejni chętni muszą odchodzić z kwitkiem.
Karta U Madziara przypomina tą z Borpince, znajdziemy tu typowe dani kuchni węgierskiej, w tym zupy podawane w bograczach i duży wybór dań mięsnych. To co zaskakuje to przyjazne, przystępne ceny. Dania główne są tu w cenach od 18 (za leczo czy pierś z kurczaka) do 32 zł za najdroższe danie w karcie. Dodatkowo w tygodniu można wpaść na lunch w cenie od 13 zł. Jak na dobrą restaurację w Warszawie to ceny rzadko spotykane. I mam wielką nadzieję że się nie zmienią.
Zanim nadejdą zamówione dania, apetyt świetnie rozbudza podane przez kelnera czekadełko – chleb, smalec i ostra paprykowa pasta. Jej pikantność otwiera kubki smakowe obiecując interesujący ciąg dalszy tej węgierskiej opowieści. Na zamówione przystawki nie musimy długo czekać. Pojawiają się wkrótce po tym, jak kończymy pochłaniać chleb z czekadełkową pastą. Zupy podają tu w zgrabnych kociołkach czyli bograczach, zawieszonych na łańcuszku umieszczonym na specjalnym trójnogu. Lubię ten oryginalny i nieobecny w innych kuchniach regionalnych rytuał nalewania zupy z kociołka na talerz. Mam wtedy wrażenie, nie mijające się zresztą z prawdą, że jem morze zupy, porcję, która się nigdy nie skończy. Wszystkie próbowane przeze mnie zupy U Madziara to małe dzieła sztuki kulinarnej. Gęsta i treściwa gulaszowa (15 zł) z kawałkami wołowiny, ziemniakami i zacierkami na ostro opowiada historię węgierskich pasterzach, którzy tradycyjnie przygotowywali ją na świeżym powietrzu w kociołku nad ogniskiem. Ta rozgrzewająca i pożywna zupa doskonale pomagała im przetrwać podczas nieprzychylnych warunków tamtejszej przyrody. A teraz pomaga nam przetrwać warszawską jesień, zimę aby dotrwać do wiosny. Rybna z sumem(19 zł) jest delikatna, aksamitna, a smak ryby nie przytłacza innych doznań smakowych, jak bywa czasem w zupach rybnych . Warto też spróbować zupy paloc (17 zł) z duszoną wołowiną, ziemniakami, fasolą szparagową i kwaśną śmietaną. To ulubiona zupa Pata.
Najcenniejszym dziełem sztuki w tym zupnym zestawieniu jest zupa pieczarkowa (9 zł). To aromatyczny wywar grzybowo-warzywny. Delektując się jego aromatem, powoli wyławiam z talerza posiekane w plasterki pieczarek, marchewkę, selera i węgierskie zacierki. Zupa jest słodkawa, ale jednak lekko kwaśna. troche pikantna, trochę kwaśna. Natężenie smaków jest utrzymana w pięknej równowadze, zbalansowane, harmonijne. Wszystkie zupy poza tym, że są wyśmienite, są także pożywne i syte do bólu. Drugie danie po takiej zupie wydaje się już zbędne, ale Pan Łakomczuch mieszkający we mnie kusi, żeby tę ucztę jednak kontynuuować.
Zanim przejdziemy do dań głównych, próbuję jeszcze tatara z łososia (19 zł). Posiekany łosoś wędzony z cebulą, koperkiem, ogórkiem i jogurtem to miłe zaskoczenie, wiosenne i orzeźwiające. Z dań głównych stawiam na znaną mi klasykę. Mimo, że już ledwo zipię pochłaniam do ostatniego kęsa idealnie pikatne Lecso z ryżem (21 zł). Możecie sobie spokojnie darować Rost Beef (30 zł), którego mięso jest lekko podeszwowate, sytuację ratują ułożone na nim doskonałe, chrupiące pierścienie cebuli. Na szczęście karta na nim się nie kończy. Strzał w dziesiątkę to potrawa o nazwie nie do powtórzenia – Vörösboros Marhapörkölt (29 zł) czyli mięso wołowe, duszone z czerwonym winem z goluszkami. Jest słodkawe, winne, głębokie w smaku . Żelazny punkt karty to także rewelacyjny Paprykarz z kurczaka (20 zł). Niewielkie kawałki udek z kurczaka, zostały uduszone w śmietanie z papryką, a podane są z zacierkami węgierskimi. Mięso jest miękkie, a sos gęsty, idealnie pikantny. Wielgachne porcje dań głównych nie ustępują wielkością morzu zup, które jedliśmy na przystawkę.
Choć nie jest to łatwe biorąc pod uwagę wielkość i wykonanie przystawek i dań głównych, warto u Madziara zostawić sobie miejsce także na deser. Bo Naleśniki gundel (17 zł) czyli płonące naleśniki z polewą czekoladową i masą orzechowo – rumową, to danie warte grzechu.
Do węgierskich dań zamawiamy węgierskie wina. A że na winach z tego rejonu zupełnie się nie znamy, prosimy o radę kelnera. Mimo, że wydaje się wiedzieć o czym mówi, okazuje się, że jego rekomendacje szczególnie jeśli chodzi o wina białe, nie zawsze są najszczęśliwsze. Początkowo wybiera mi wina mocno słodkie, mimo, że podkreślam zainteresowanie winem typowo wytrawnym. Drugie zaproponowane wino jest już ciut lepsze, ale nadal dalekie od tych madziarskich trunków, które próbowałam kiedyś w Borpince czy w dawnym Korkociągu. Pat z kolei zamawia polecone przez kelnera wino czerwone Koporos Bikaver i jest bardzo zadowolony z wyboru. Kelner nalewa wina nie przy gościach, a z tyłu za ladą, co nie jest ewenementem w warszawskich knajpach, wzbudza jednak moje podejrzenia, czy dostaję wino, które wybrałam. Ma też problem z zapamiętaniem, kto co zamówił. Podczas całego wieczoru myli się w zasadzie przy każdym rozdaniu dań i napojów. W czasie drugiej naszej wizyty w restauracji jest już dużo lepiej, kelner pamięta nas, a także wina wybierane tydzień wcześniej. Tym razem nie proponuje mi już słodkiego wina.
Z innych elementów do których mogłabym się przyczepić to godziny otwarcia. Lokal jest otwarty tylko do 21.00, co oznacza, że najpóźniejsza godzina, żeby się tam udać to około 19.00. Drobne niedociągnięcia nie przesłaniają jednak ogromnych plusów, dotyczących przede wszystkim tego, po co tu przyszłam, czyli bezbłędnego jedzenia.
U Madziara to spokojne miejsce, gdzie można skupić się na jedzeniu. Jest tu cicho, czasem w tle gra bardzo cicho muzyka, można porozmawiać nie przekrzykując własnych myśli. Jest tu bez zadęcia, przyjaźnie. To miejsce na niezobowiązujace spotkanie z przyjaciółmi czy obiad w rodzinnym gronie. To ciekawa odmiana dla monotonii panoszącej się po Warszawie kuchni włoskiej, którą zresztą też bardzo lubię. Mało mamy węgierskich knajp w Warszawie, oj mało. Sympatyczny właściciel rodem znad Balatonu, który sam gotuje w kuchni to dla mnie kolejny argument, żeby wracać tu częściej. A że gotuje świetnie, to można jeść i jeść… Dodając do tego świetny stosunek cen do jakości, z pewnością mogłabym stołować się tu codziennie, gdyby nie fakt, że po kilku wizytach musiałabym chyba pójść na dietę.
U Madziara, ul. Chłodna 2/18, tel. 22 620 14 23
Podsumowanie
Dzielnica: Wola
Kuchnia: węgierska
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: restauracja
Okazja: lunch, spotkanie w grupie, spotkanie z przyjaciółmi
Brzmi obiecująco – chętnie sprawdzę to miejsce.
Koniecznie zajrzyj, najlepiej kiedy będziesz bardzo głodna, bo porcje są ogromne:)
Dzięki za polecenie. Chętnie porównam z daniami z mojej ostatniej podróży do Budapesztu 🙂
Na Węgrzech nie byłam już wiele lat… Chętnie przeczytam Twoje wrażenia na temat tej restauracji:)
W moim rodzinnym mieście (Ostróda) otworzono w tym roku kolejną chińską restauracje. W sumie wylądowałem tam przypadkiem i odkryłem, że prowadzi ją właśnie Chińczyk. Bez dwóch zdań doświadczenie i sam fakt pochodzenia z regionu, którego dania się serwuje wpływa na plus.
Zazdroszczę Ci tej uczty w Węgierskim klimacie – gulaszowa z kociołka, ach moje kubki smakowe już przypomniały sobie ten smak.
Z racji tego, że „U Madziara” mieści się od mojego domu zaledwie 200m, to chyba nie mam innego wyjścia jak tylko udać się tam na dobrą węgierską strawę 🙂 Choć poczekam chyba jednak na zimową porę…
Zupa rybna to absolutny majstersztyk, przepyszne jedzenie, świetna obsługa. Knajpka mała, nastrojowa. Polecam.