Espana
28 sierpnia 2012
Pisałam ostatnio, że mało w Warszawie hiszpańskich restauracji… Nie minęły dwa tygodnie i już mamy dwie nowe… Czary jakieś? Na Grzybowskiej otworzyło się Casa Pablo z kreatywną kuchnią z Półwyspu Iberyjskiego, a w dawnym budynku giełdy powstał kolejny hiszpański lokal – España. Nazwa restauracji nie jest może zbyt oryginalna… Zachęceni jednak interesującym menu na stronie internetowej, jedziemy tam kilka dni po otwarciu.
Jako, że budynek dawnej siedziby jedynie słusznej partii jest sporym gmachem zastanawiamy się przez chwilę, gdzie należy szukać hiszpańskiej knajpki. Podchodzimy od strony Muzeum Narodowego i na samym parterze majaczy nam banner z nazwą. Pierwsze wrażenie nie jest zbyt pozytywne – kompozycja szyldu i jego kolorystyka budzą co najmniej mieszane uczucia… Na jednym dużym bannerze widnieją nazwy trzech różnych restauracji: Firley’s kuchnia polska, restauracja wietnamska o skomplikowanej nazwie i cel naszej wizyty czyli España… Trochę to wygląda jak w foodcourcie w centrum handlowym. Chwilę wahamy się czy wejść do środka… ale przecież bloger musi podejmować ryzyko 🙂
Największą część restauracji zajmuje okrągły, wspólny bar, trochę podobny do tych w barach sushi, taki, który świetnie nadaje się do konsumowania tapasów i degustacji win. W mniejszej sali ustawiono kilka niskich stolików tworząc kameralny zakątek. Ponieważ pogoda dopisuje, siadamy na zewnątrz na krwisto czerwonych krzesłach… Na stole oprócz kieliszków do wina stoi butelka oliwy sprowadzona przez małego dystrybutora z Walencji… Na razie jest dobrze… przynajmniej oliwa nie jest znanej masowej marki z warszawskiego supermarketu.
W menu jest równie interesująco. Pintxos Vascos czyli tapasy po baskijsku… Brzmi wakacyjnie i sentymentalnie, ciągle wspominamy ciepło i smakowicie nasz majowy urlop w Kraju Basków. Są moje ulubione Pimientos de padron (czyli papryczki Padron), zaciekawia wiele innych dań z menu takich jak ogon z byka, ryby w sosie Pil Pil czy królik z czosnkiem… Tego nie znajdziemy w menu każdej hiszpańskiej restauracji w Warszawie… Na stronie czytamy także o specjalnym menu degustacyjnym, gdzie talerze z potrawami umieszczane są na środku stołu, a każdy z gości może sam nałożyć sobie porcję. Oprócz tego od poniedziałku do piątku są specjalne dania dnia (jak menu del dia w Hiszpanii), gdzie za 20-25 zł można zjeść główne danie.
W lokalu jest pusto – jesteśmy jedynymi gośćmi. Trochę zaniepokojeni pytamy, czy już otwarte i czy można coś zamówić. Sympatyczna kelnerka potwierdza i podaje nam kartę, wydrukowaną na kartce A4, na zwykłej drukarce, w dwóch językach, po polsku i po hiszpańsku. Prosi też o chwilę cierpliwości bo kucharz gdzieś na chwilę wyszedł i nie zabrał ze sobą telefonu, kelnerka nie może więc po niego zadzwonić… Nasz niepokój co do jakości dań sięga niemal zenitu, ale za moment widzimy mężczyznę, który szybkim krokiem zmierza do lokalu. Dochodzą nas głosy jego konwersacji z kelnerką w języku hiszpańskim więc oddychamy z ulgą, że kucharz się odnalazł, a w dodatku jest oryginalnym Hiszpanem.
Zaczynamy od patatas alioli, które smakują jak trzeba, ale to danie przecież trudno zepsuć (ale jeśli komuś by się to udało to w takiej knajpie na pewno nie należy nic więcej zamawiać). Antrykot z wołowiny z serem Cabrales (35 zł) ma co prawda kilka żyłek, ale jest wysmażony zgodnie z życzeniem (Pat chciał krwisty i dostał krwisty), a mięso jest wyśmienite. Salmorejo (12 zł) czyli andaluzyjski chłodnik jest idealny, zbalansowany, kwaśny, czosnkowy, lekko słodki… ehhh. Wybitna jest także pulpo a feira, czyli ośmiornica … Jest to przystawka, więc danie raczej nieduże. Rozmiar dania jest za to rekompensowany przez smak. Ośmiornica jest mięciutka, nie pływa w tłuszczu, rozpływa się w ustach… Pat, który zwykle nie przepada za owocami morza, jest nią zachwycony i twierdzi, że to jedna z lepszych ośmiornic jakie jadł w Warszawie. Od szefa kuchni dostajemy oliwki jako czekadełko i pyszne sery na deser… miło…
España nie zaskakuje oryginalną nazwą lokalu czy wyrafinowanym logiem, za to ma to, co w restauracji najważniejsze – pyszną kuchnię i miłą obsługę. Restaurację prowadzi Paco Torres, Hiszpan z Sewilli mieszkający w Warszawie. Warto sprawdzić jak gotuje.
Espana, ul. Nowy Świat 6/12, (Uwaga! Restauracja zamknięta)
Więcej zdjęć z mojej wizyty w restauracji Espana znajdziesz na fanpage’u Restaurantica.pl na Facebooku
Ośmiornica rzeczywiście wygląda na wartą grzechu.
Byłem w tej knajpie. Pracuję w CBF, więc mam ją pod nosem. Jedzenie jest bardzo smaczne, serwowane w miarę sprawnie (choć moi znajomi narzekali na zbyt długi czas oczekiwania), i przede wszystkim, na szczęście, odstaje od jakości sąsiadujących Firleys oraz knajpy wietnamskiej. Ogólnie, to doświadczenie kulinarne zaliczam in plus. Polecam manu lunchowe po 20 zł (dwa dania i deser).
Pzdr.
jedzenie przeciętne , chorizo smakuje co najmniej dziwnie , krewetki pil pil w skorupach – ciekawe jak można zjeść wyciągając z wrzacej oliwy , kelner średnio uprzejmy i czas oczekiwania za długi, generalnie nie wróże niczego dobrego
Jesteśmy na TAK! Uwielbiamy hiszpańską kuchnię, jednak w Warszawie o taką było bardzo trudno. Dlatego z lekką obawą przyszliśmy do Espanii.
Od progu witała nas miła obsługa. Usiedliśmy przy barze i na początek zamówiliśmy z tablicy moje ulubione papryczki Padron (20 pln) i Chorizo w winie (24 pln). Obydwa dania okazały się strzałem w 10! Na drugie mój luby zamówił roladki z limandy (33 pln), a ja homarce (45 pln). Mmmmm… niebo w gębie! Nigdzie w stolicy nie znajdziecie owoców morza w tak dobrej cenie. Uraczeni tym wszystkim nie mieliśmy już miejsca na deser. Podsumowując: baaaaaardzo dobre jedzenie i miła atmosfera, zachęca do powtórzenia tej hiszpańskiej przygody, tym razem w większym gronie 🙂