Kukabara – Australia w Warszawie
2 sierpnia 2008
Sobotni upalny wieczór. Centrum miasta, ulica Krucza, czyli kolejne zagłębie na warszawskiej mapie kulinarnej. W miejscu dawnej Cafe Brama powstała nowa restauracja, fusion/australijska o ciekawej nazwie Kukabara. Nazwa lokalu kojarzy mi się z naszymi ostatnimi wakacjami i zabawnym australijskim ptakiem o podobnej nazwie, za którym goniliśmy po australijskich lasach, aby uwiecznić go na zdjęciu. Nazwa zaciekawia, gdyż nawiązuje do egzotycznego kraju Down Under. Jednocześnie jest to ciekawa gra słów, brawo dla twórcy za kreatywność. Sama nazwa i australijskość zachęca do wejścia do środka. Puste stoły świadczą o małej popularności lokalu, ale usprawiedliwieniem jest nowość miejsca i to, że mało kto już o nim słyszał. Wystrój jest nowoczesny, z klasą, w środku lokalu duży bar, na zewnątrz niewielki ogródek. Zajmujemy miejsce oczywiście w ogródku. Jak na tak pustą knajpę (zajęte 2-3 stoliki) jest tu zdecydowanie za dużo obsługi, prawie 10 osób. Niestety liczba kelnerów nie idzie w jakość, obsługa jest tu mało kompetentna, niewiele potrafi powiedzieć o serwowanych potrawach czy też doradzić (przynajmniej osoba która nas obsługiwała, nie wiem jak pozostała dziewiątka). Karta pełna egzotyki. Wybór nie jest łatwy. Dania BBQ, egzotyczne mięsa kangura, krokodyla, dania kuchni indyjskiej, japońskiej, brytyjskiej, włoskiej etc, w jednej karcie dania prawie z całego świata. Szef kuchni przez 15 lat pracował w restauracjach w Australii, dlatego karta menu przypomina nam to co mogliśmy spotkać w knajpach w Sydney, Melbourne czy Adelaidzie. Zaczynam od zupy, wybieram laksę z kurczakiem (17 zł). Laksa to pikantna zupa z kokosowym mlekiem, kolendrą, ostrą papryką, a do tego do wyboru kurczak lub krewetki.Tutejsza laksa jest przepyszna, pachnie i smakuje egzotyką, jest doskonale przyprawiona, jeszcze długo pamiętam jej charakterystyczny, orientalny smak. Na drugie wybieram danie mało egzotyczne, ale akurat na to mam dziś ochotę – zamawiam lasagnę z wołowiną (27zł). Potrawa rozpływa się w ustach, makaron jest odpowiedniej miękkości, mięso świetnie przyprawione, do tego doskonały sos. Porcja wielka, nie daję rady zjeść całej do końca, Pat mi pomaga. On zamawia quesadille (21zł) czyli swoją flagową potrawę, oczywiście też jej próbuje, jest pyszna, z serem cheddar i ciekawym sosem. Pat co prawda narzeka na wielkość porcji (w Fiesta Mexicana dają 2 razy większą!), ale w smaku jest rewelacyjna. Do Kukabary na pewno wrócimy – nie tylko powspominać nasze ostatnie wakacje, ale także skosztować innych dań z bogatej karty menu.
Kolejna wizyta w restauracji Kukabara nastąpiła już w tydzień po pierwszej czyli w kolejną letnią sobotę. Po pierwszych pozytywnych doświadczeniach umówiliśmy się tam ze znajomymi na kolację. Tym razem usiedliśmy w środku, na początku, gdy przyszliśmy znów było pusto, ale powoli lokal zaczął się zapełniać, mniej więcej połowa stolików była zajęta jak wychodziliśmy. Wygląda na to że lokal robi się popularny (może ktoś czytał moją recenzję :). Ilość obsługi bez zmian, tłumy, tłumy tłumy kelnerów. Tym razem do obsługi nie mam większych zastrzeżeń, miło, sumpatycznie, choć bez większej wiedzy na temat menu. Zanim pojawiły się zamówione dania, zostaliśmy uraczeni przepysznymi czekadełkami (ser,cebula, w panierce z przepysznym pomidorowym sosem). Na danie wieczoru wybrałam tandoori z kurczaka z warzywną samosą (37zł) czyli tym razem danie hinduskie. Kurczak był doskonale przyprawiony, do tego pyszne dodatki:warzywa na parze (min. moje ulubione zielsko zwane chineese brocoli i w niczym nie przypominające brokułów), kawałki owoców, oliwek w ostrym sosie, pierożki nadziewane warzywami. Danie syte, wyśmienite, bogate w smaku, porcja duża, stosunek ceny do jakości bardzo bardzo dobry. Próbowałam też łososia z sosem teryiaki który zamówił Pat, danie było świeże, doskonałe, pycha. Do australijskich klimatów pasowało nam wyjątkowo australijskie wino. Podczas studiowania karty okazało się, że wino w Kukabara jest niezdrowo drogie (22-29 zł za kieliszek 150ml, butelki rozpoczynają się powyżej 100 zł). Za 22 zł można się napić bardzo przeciętnego Semillon, podobne mozna kupić w Australii za śmieszne pieniądze, a w Polsce w Bomi za cenę zbliżoną do kosztu 1 kieliszka. Zachęca to do kupowania innych drinków, które w innych knajpach są zazwyczaj droższe od kieliszka wina. Ale dlaczego w australijskiej knajpie nie promować australijskiego wina? Tego nie rozumiem. Wizytę w Kukabara skoncentrowaliśmy więc na jedzeniu i drinkach. Na degustację win przenieśliśmy się do winiarni na Nowym Świecie. Kukabara nadal gorąco polecam na doskonała egzotyczną kolację. Na pewno jeszcze tam wrócimy.
KUKABARA ul. Krucza 16/22 tel.(22) 434 20 83
Uwaga! Restauracja zamknięta.