Restauracje w Australii, a w Polsce – 9 różnic

6 września 2015

Przez trzy tygodnie sierpnia podczas mojego wakacyjnego wypadu miałam okazję odwiedzić kilkanaście (hmmm… chyba jednak więcej) restauracji w Australii Zachodniej i Północnej. Poniżej znajdziesz listę dziewięciu różnic pomiędzy restauracjami w Polsce i w Australii, które zanotowałam podczas podróży. Jeśli planujesz wakacje w Australii, albo po prostu jesteś ciekawy czym się różnią lokale w kraju Down Under od tych w Polsce, zapraszam do lektury:

Ecco-1

1. Patrz na zegarek. Nie wybieraj się do restauracji za późno. 

Zanim wybierzesz się do restauracji w Australii musisz wiedzieć, że godziny otwarcia wielu restauracji kończą się znacznie wcześniej niż w Polsce, a szczególnie poza dużymi miastami. Warto też dobrze zaplanować lunch, wiele restauracji jest zamkniętych w godzinach popołudniowych (np. między 14.00 a 18.00) albo ograniczone jest wtedy wydawanie posiłków. Jeśli akurat wtedy będziesz chciał coś zjeść na mieście, to niestety zastaniesz zamknięte drzwi wielu lokali. W większych miastach z pewnością znajdzie się restauracja otwarta dłużej, w mniejszych warto pojawić się na kolacji najpóźniej o 19.00, bo o 21.00 mogą zacząć zamykać drzwi (albo co najmniej kuchnię). Kilkukrotnie, nawet w miejscach obleganych przez turystów, zdarzało nam się trafić do restauracji (np. jedynej lub jednej z kilku w mieście) w której ostatnie zamówienie było przyjmowane o 19.00 albo najpóźniej o 20.00. Jeśli zatrzymujesz się w hotelu ze śniadaniem, też warto się wybrać w porze naprawdę porannej, śniadania podawane są zwykle najpóźniej do 9.00 rano… Australijczycy muszą być naprawdę porannymi ptaszkami.

2. „Wait to be seated”, czyli poczekaj zanim rzucisz się na stolik

„Wait to be seated” to znak, który znajdziemy praktycznie przy wejściu w każdej restauracji. Nie podchodzimy sami do stolików, czekamy aż kelner zaprowadzi nas do stolika. Nie rzucaj się na jedyny wolny stolik w restauracji, jeśli nie chcesz skupić na sobie zdziwionych spojrzeń i dyskusji z obsługą. Wyluzuj i poczekaj. No worries :-).

3. Wodę  dostaniesz do posiłku gratis

W każdej restauracji, którą odwiedziliśmy podczas naszej trzytygodniowej podróży, niezależnie od poziomu cen posiłków, była dostępna woda z kranu (tap water) za darmo. Podawana w dzbankach, butelkach, oferowana gościom zaraz po przekroczeniu progu lokalu. W Polsce takie lokale to nadal rzadkość. Może czas to zmienić?

4. Zapłacisz za posiłek 2-3 razy więcej niż w Polsce

Australijskie restauracje i bary się cenią. Oczywiście na różnice w cenach mają wpływ również kursy wymiany walut (w sierpniu kurs średni wynosił mniej więcej ok. 2,8 PLN za 1 AUD, a pod koniec 2007 było to ok. 2,2 PLN za 1 AUD). Dania w restauracjach mają zróżnicowane ceny, ale zwykle w restauracji na dobrym poziomie, można się zmieścić w kwocie pomiędzy 20 a 40 AUD za danie główne. Oczywiście bywa też taniej (zwykle w barach azjatyckich czy fast foodzie) i drożej (w ekskluzywnych restauracjach). Jeśli planujesz jadać w Australii w restauracjach przygotuj się na dużo większe koszty niż w porównywalnych miejscach w Warszawie.

5. Menu dziecięce w każdej restauracji

W wiekszości restauracji, które odwiedziliśmy było dostępne specjalne menu dziecięce. To super, że pamiętają o dzieciach. Menu dziecięce nie jest tam jednak zbytnio kreatywne i często wybieraliśmy Smakusiowi dania z normalnego menu. Prawie w każdej restauracji menu dla dzieci wyglądało dokładnie tak samo: fish & chips, kurczak z frytkami, burger z frytkami… Czasem jakieś tosty zamykały pulę dziecięcych dań. Nuda…

6. Lubisz fish & chips? Znajdziesz je prawie wszędzie. 

Ryba z frytkami czyli fish & chips prześladowała mnie przez całą podróż. Była w menu każdej restauracji. Nie znalazłam jej tylko w kilku restauracjach, które odwiedziłam (tych z wyższej półki). Oprócz fish & chips w każdym menu są też burgery.

Broome oyster bar

7. Chcesz korzystać z Internetu, weź go ze sobą

Jeśli masz ochotę podczas oczekiwania na posiłek skorzystać z Internetu, lepiej żebyś miał do niego dostęp w swojej komórce, czy tablecie. Nie licz na restauracyjne wi-fi dla gości, bo w Australii (a na pewno w części w której byliśmy) taki dostęp do Internetu dla klientów praktycznie nie występuje. Wyjątkiem jest sieciówka „pod złotymi łukami”, gdzie czasem wpadaliśmy na jakiś napój, żeby na chwilę podłączyć się do sieci.

8. Nie czekaj na rachunek przy stoliku, płać przy kasie

W większości restauracji, w których byliśmy, nie ma zwyczaju proszenia rachunku i płatności przy stoliku. Gdy prosiliśmy o rachunek, to zwykle kelner odsyłał nas do kasy przy wejściu albo przy barze. Tak było w różnych restauracjach, o bardzo różnych poziomach cenowych.

13 degrees Broome

9. Napiwek to miły nieoczekiwany gest, zostaw jeśli jesteś bardzo zadowolony

W Australii napiwek nie jest przez kelnerów oczekiwany. Jeśli go nie dasz, to nie będą patrzyli na Ciebie krzywo, bo kelnerzy w Australii nie żyją z napiwków. Brak kultury napiwków wśród Australijczyków jest spowodowany minimalną płacą za godzinę wynoszącą ok. 7 AUD, pensja kelnerów jest spora i bez napiwków… Jeśli dasz, będzie im miło, zwykle zostawia się drobne albo jakieś 5%. Napiwki są dawane raczej w droższych restauracjach. Restauracje nie dopisują także serwisu do rachunku, co się zdarza w niektórych lokalach w Warszawie. W Australii jest to niezgodne z prawem, a prawa Australijczycy przestrzegają.

Podsumowanie

Podróże: Australia

2 Responses to Restauracje w Australii, a w Polsce – 9 różnic

  1. Z tego wszystkiego właściwie brakuje mi w Polsce #3. Rozumiem że restauracje muszą zarabiać i nie mam problemu z płaceniem za dobre wino czy piwo, ale 8zł za 200ml wody z kranu to już lekka przesada. Dajcie mi dzbanek wody i podnieście resztę cen.

  2. darcy says:

    Mnie szczególnie zdziwiła w Australii sytuacja z napiwkami. Podobnie jest w Nowej Zelandii, gdzie usilnie wydawano nam resztę i goniono za nami z pieniędzmi, nawet gdy chcieliśmy zostawić napiwek.

    Z australijskich atrakcji żywieniowych najbardziej pamiętam pyszne fish&chips zimą na plaży Bondi w Sydney. Mewy co prawda zeżarły mi połowę frytek, ale wspomnienia i tak fantastyczne. 🙂

Dodaj komentarz