Sunanta – znów jemy na Kruczej

25 stycznia 2009

Ulica Krucza już od jakiegoś czasu może nosić miano warszawskiego zagłębia restauracyjnego. Jednego z niewielu takich miejsc w Warszawie, choć cieszy że pojawia się ich więcej, to przecież standard w innych miastach w Europie czy na świecie. Takie zagłębie knajpiane to dobry wybór jeśli nie mamy akurat pomysłu gdzie zjeść, nie czytaliśmy ostatnio „Gastronautów” czy Macieja Nowaka i nie wiemy co jest modne. Tu zawsze znajdziemy miejsce na miłą kolację. Na Kruczej mamy do wyboru japońskie Tomo Sushi, australijską Kukabarę, tajską Sunantę, a kawałek dalej pełną owoców morza Osterię, Club Orange i Barbecue.
W pewien grudniowy, mroźny wieczór, kiedy to właśnie nie mieliśmy pomysłu gdzie zjeść kolację, pojechaliśmy na Kruczą z planem odwiedzenia Kukabary. Na miejscu okazało się że jest w remoncie i będzie ponownie otwarta na wiosnę. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż ta australijska knajpa otwarta została w zeszłym roku, więc remont po tak krótkim czasie jest conajmniej zaskakujący. No cóż, w końcu jest kryzys, może zbankrutowali i zmienił się właściciel. A może po prostu właściciele wyjechali na polską zimę do słonecznej Australii. Zajrzymy tam znów wiosną i zobaczymy co się zmieni.

Ponieważ było zimno, na alternatywne miejsce kolacji wybraliśmy najbliższą sąsiadkę Kukabarry czyli tajską Sunantę. Mieliśmy szczęście, bo zajęliśmy ostatni wolny stolik. Lokal jest niewielki i dość popularny, dlatego lepiej zarezerwować odpowiednio wcześniej stolik. Jest tu dość ciasno, siedzi się bardzo blisko innych gości, sam wystrój wygląda dość przeciętnie, ogólne wrażenie jest takie że nie wszystko tu do siebie pasuje i niektóre elementy są dość przypadkowe. Na pewno wystrój nie dorównuje cenom potraw, które do niskich nie należą, myślę że warto by popracować nad wyglądem lokalu.

Karta jest dość długa, chwilę zajmuje zapoznanie się z egzotyczną listą różnorodnych dań. Ja rozpoczęłam kolację od zupy Tom Yam Kai czyli ostro kwaśnej zupy z kurczakiem i trawą cytrynową (18 zł). Zupa była bardzo smaczna, bogata w smaku, choć nie tak ostra jak ostrzegała kelnerka. Spróbowałam też przystawki z talerza Pata – Kai Sa Te czyli kurczaka satay z orzechowym sosem (15 zł), również doskonały. Na danie główne wybrałam Kai Kra Tha czyli kurczak z grzybami shitake na gorącym półmisku (39 zł). Był niezły, ale spodziewałam się czegoś bardziej wyrazistego w smaku, lepiej przyprawionego. A tak mogę powiedzieć że było to po prostu poprawne danie, niewarte moim zdaniem tak wysokiej ceny. Porcje w Sunancie są niewielkie więc trzeba zamówić przynajmniej dwa dania jeśli ma się apetyt podobny do mojego. Podsumowując doznania smakowe w tym lokalu było ok, ale nie super jak oczekiwałam, szczególnie jeśli chodzi o wybrane danie główne. Na pewno jednak wpadnę tam jeszcze spróbować innych dań z długiej karty.

Sunanta, ul. Krucza 16/22, Warszawa, (UWAGA, Restauracja zamknięta!)

Podsumowanie

One Response to Sunanta – znów jemy na Kruczej

  1. wodnik says:

    Faktycznie ciekawy lokal. Jedzenia wprawdzie przerobione trochę na europejską modułę, ale to zdecydowanie lepiej, bo oryginalne tajskie jedzenie przynajmniej dla mnie jest wprawdzie ostre, ale ze zbyt dominującą słodką nutą. Nad wystrojem można byłoby popracować, ale z pewnością jest to przytulne miejsce z niezłym jedzeniem.

Dodaj komentarz