Bon Vivant
5 czerwca 2013
Bon Vivant to po francusku smakosz, koneser dobrej kuchni, epikurejczyk… Restauracja o takiej nazwie działa od miesiąca w kamienicy na Hożej przy Emilii Plater. Wcześniej mieściła się tu restauracja Spiżarnia Warszawska, serwująca tradycyjną polską kuchnię. Nowa restauracja to bistro z daniami kuchni międzynarodowej. W sobotnie popołudnie lokal jest zupełnie pusty.
Wystrój jest prosty i jasny. Przeważa biel i czerń. Czarno-białą mozaikę ułożono na barze i posadzce, na podłodze stoją biało czarne krzesła i czarne stoły, ławy ustawione pod ścianami obite są czarną tkaniną. Lokal wizualnie ocieplają drewniane deski ułożone na ścianie i podłodze mniejszego z pomieszczeń, a także przyciągająca wzrok ściana z czerwonej cegły rzucająca się w oczy od razu od wejścia. Ciekawe jest również rozwiązanie oświetlenia na suficie. Kable i żarówki tworzą jakby siatkę połączeń i dodają intrygującą nutę dość spokojnemu wnętrzu. Widać tu także dbałość o detale. Są kwiaty w wazonach, są nastrojowe świeczki. Kilka stolików wystawionych na ulicę pozwala na zjedzenie posiłku na powietrzu w pogodne dni.
Karta restauracji jest krótka. Takie karty lubię nie tylko dlatego, że jest wtedy większa szansa na świeże składniki, ale także dlatego, że nie muszę poświęcać zbyt dużo czasu na wybór. A czasu przecież zawsze jest za mało 🙂 Dziś akurat nie możemy zamówić deserów, o czym zostajemy uprzedzeni przy zamawianiu. Podobno wszystkie już zostały zjedzone. Jak dla mnie nie jest to wielka strata, bo i tak bardzo rzadko jadam słodkości. W menu jest kilka ciekawych przystawek (m.in. sałata z kozim serem i karmelizowanym burakiem, orientalny tatar z łososia), dwie zupy (chłodnik i krem z topinambura), z dań głównych dobrze się zapowiadają np. gicz cielęca czy polędwiczki wieprzowe.
Krem z topinambura (9,9 zł) to nadal nieoczywista i nieczęsto spotykana propozycja jeśli chodzi o zupę. Nie mogę więc wyjść stąd bez jej spróbowania. Krem dostępny jest w dwóch wersjach – z boczkiem i ze świeżym ogórkiem. Wybieramy wersję mięsną. To propozycja zdecydowana, wyrazista, dobrze przyprawiona, a boczek wydaje się być wykończeniem wręcz idealnym.
Łosoś może nie jest zbyt oryginalnym wyborem na przystawkę, ale zachęca mnie jego orientalna odsłona. Orientalny tatar z łososia (21,9 zł) to wyraźne egzotyczne nuty. Jest tu imbir, chilli, kolendra, limonka. Przypomina mi meksykańskie połączenia, znajduję tu też trochę Azji. Do tego drobno pokrojona cebulka i ogórek, całość lekka, orzeźwiająca, podkręcająca smak pikantnymi i cytrusowymi nutami. Zachwycająca przystawka. Mogłabym zjeść dwie na raz!!!
Marynowane w winie polędwiczki wieprzowe (29,9 zł) niestety nie są już tak idealne. Kucharz ciut za długo trzymał je na ogniu i wyszły trochę przeciągnięte. Nadal są dość miękkie i zjadliwe, ale nie robią takiego wrażenia jak tutejsze przystawki. Mimo, że kucharz ze mnie bardzo początkujący, lepsze robię w domu… 😉 Sos z zielonego pieprzu jest zupełnie niezły, za to dodatki w postaci pomidorów, ogórków i zapiekanych ziemniaków nudne i banalne.
Zapytana o wrażenia przekazuję uwagi odnośnie dań obsługującej nas właścicielce bądź managerce, która dziękuje za komentarze, a te krytyczne przyjmuje z pokorą i zapewnia ze będą pracować nad zmianami. Podoba mi się otwarte podejście i słuchanie klientów. Niestety nadal nie wszyscy chcą słuchać… a dyskusje, że danie jest idealnie zrobione, a klient się nie zna są zjawiskiem dość masowym.
Bon Vivant ma potencjał stać się śródmiejską miejscówką dla smakoszy. Krem i tatar z łososia dają nadzieję na ciekawą kuchnię, a otwartość właścicieli – na poprawę tego, co może być lepsze. Gdy dodamy do tego przyjazne ceny zarówno jedzenia i wina (już od 8,9 zł za kieliszek), a także sympatyczne wnętrze i obsługę, to wręczamy miejscu kredyt zaufania i wracamy sprawdzić dania główne po poprawkach 🙂
Na koniec rzucę Wam trochę plotek, mimo że nie jest to portal plotkarski ;-). Bon Vivant niby nie jest wyrażeniem powszechnie używanym na warszawskich ulicach, ale przypadek sprawił, że druga restauracja dokładnie o tej samej nazwie z francuskim szefem kuchni szykuje się do rychłego otwarcia przy Ordynackiej. Restauracja z Hożej, jak się dowiaduję na miejscu, zarejestrowała wcześniej swoją nazwę, o czym poinformowała już właścicieli drugiego lokalu. Robi się ciekawie i pojawia się wiele znaków zapytania. Czy oba lokale będą działały pod tą samą nazwą? Czy druga restauracja zmieni nazwę tuż przed otwarciem? A może będą dwie o tej samej nazwie, podobnie jak działają dwie restauracje Kameralne w okolicy Foksal? Nie omieszkam przetestować i opisać także miejsca na Ordynackiej, a najnowsze plotki ze świata warszawskich smakoszy czyli Bon Vivant znajdziecie jak zwykle w magazynie o jedzeniu w Warszawie Warsaw Foodie, który prowadzę wspólnie z Froblog. Jeśli jeszcze go jeszcze nie poznaliście. Czas najwyższy.
Bon Vivant, ul. Hoża 61, Warszawa, Śródmieście, tel. 535 444 451
Podsumowanie
Dzielnica: Śródmieście
Kuchnia: międzynarodowa
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: restauracja
Okazja: babskie ploty, śniadanie, spotkanie z przyjaciółmi
Adres jest błędny, ta restauracja znajduje się przy Emilii Plater, a nie przy Hożej
Adres jest poprawny – bistro znajduje się w kamienicy przy ulicy Hożej 61, ale wejście jest od strony Emilii Plater 🙂
Zaciekawiło mnie to miejsce, chętnie zajrzę przy okazji.
Serdecznie dziękujemy za recenzję – zwracanie uwagi na nasze niedociągnięcia umożliwia nam ich korygowanie. A chwalenie za to co robimy dobrze sprawia, że mamy więcej energii by pracować. Z nowym bistro jest jak z małym dzieckiem! 🙂
Mamy nadzieję, że spotkamy się wkrótce!
Bardzo gorąco polecam! Menu nietuzinkowe jak i sami właściciele 😉
Świetne miejsce, przesympatyczna obsługa, pyszne jedzenie.
Menu niezbyt rozbudowane ale ciekawe i naprawdę oryginalne.
Krem z toponambura i tatar z łososia – rewelacja.
Wartym polecenia deserem jest tort bezowy z mascarpone i żurawiną.
Na pewno odwiedzę to miejsce kolejny raz 🙂
Do tego miejsca trafiłem po ukazaniu sie tek opinii restaurantica. Pierwsze podejście bardzo OK. Brunch- choć tak naprawdę to śniadanie z zupa 🙂 wtedy kosztował jeszcze 15zl. Napoje płatne dodatkowo co można zrozumieć przy tej cenie, ale warto by o tym informować. Jedzenie dobre, świeże i ciekawe. Dlatego sprobowaliśmy drugi raz i czar prysł. Bo tak : brunchu w święto nie było choć myśleliśmy ze potraktuja święto jak weekend. Zreszta zobaczyliśmy ze juz zdążył zdrożeć do 19.99 ale ciagle to przyzwoita cena jeśli sie ma bufet otwarty. Jak przyszliśmy to sprobowaliśmy zestawów sniadaniowych i tu było bardzo średnio. Zestaw za 16 zł jajka po benedyktyńsku to trzy jajka nie na toście jakby sie można było spodziewać ale na rozmiękłej od wody z gotowania jajek ciabacie. Do tego troszkę roszponki i chyba 1 malutki pomidor. Zestaw wytrawny to znów śniadanie a la bar mleczny bo 2 plasterki sera żółtego, 2 salami, z której nawet skory nie zdjęto, jajka smażone no i jogurt do którego wrzucono roszponkę i pomidory koktajlowe. Nawet o odrobine masła trzeba było sie prosić + ciabatta tez jakas taka gumowata. To wszystko za 20 zł plus oczywiście picie płatne dodatkowo. Razem za 2 osoby 56 zł. Trochę sporo jak na tak proste śniadanie, na które trzeba było długo czekać mimo ze w lokalu były 2 osoby, czyli my :-). Nie wiem czy dam kolejna szansę bo sporo miejsc sie w centrum pojawia.