Sztuki Sztuczki

29 września 2013

Sztuki Sztuczki

Czy sztuczki to małe dania? Czy jest w nich coś z magii? Czy to takie sztuczki, które zjemy i zapomnimy o nich tak szybko, jak szybko znika królik w kapeluszu iluzjonisty? W pewne piątkowe popołudnie w ramach późnego lunchu zaglądam do Sztuki Sztuczki na Szpitalną, sprawdzić, co kryje się za nazwą kojarzącą się tak wieloznacznie – w moim przypadku na myśl o niej pojawiają się konotacje z mięsem (sztuką mięsa 🙂 ), teatrem, prestidigitatorem czy wreszcie z przebiegłym fortelem.

Moja podejrzliwość co do iluzjonistycznych trików wzrasta, kiedy chcę zamówić lunchowy zestaw. Oczywiście kręcę jak jakiś magik, próbując zamienić dodatki w serwowanym dziś lunchu, ale okazuje się, że ryba, na którą miałam akurat ochotę nie jest już dostępna. Alternatywą jest makaron z kurczakiem, a ja ostatnio węglowodanów z mięsem na obiad nie wkładam do jednego worka, więc ta opcja odpada. Wybieram więc dania ze standardowej karty i siadam na dworze w ogródku. Co prawda wiatr trochę wieje, wystawiając na próbę moją mierną odporność na zimno, ale daję radę.

Sztuki Sztuczki

Sztuki Sztuczki

Sztuczki Sztuczki wydają się z pozoru lokalem niewielkim. Póki nie zejdziemy na dół do restauracji i patio lub nie usiądziemy w ogródku przed wejściem. Wtedy tej przestrzeni jest znacznie więcej.  Karta menu ma coś w sobie, nudna z pewnością nie jest. Bo czy wszędzie możecie zjeść…..  tatar z melonów z sorbetem z wędzonego łososia czy kurki z płonącym parmezanem? Wśród dań głównych  kusi sandacz na zielonym ragout z jajkiem poche i sosem beurre blanc (niestety nie jest dziś dostępny) czy pierś kaczki na puree truflowym.

Na pierwszy ogień dostaję małą sztuczkę czyli Cykorię karmelizowaną w pomarańczach z pestkami słonecznika i roszponką (17 zł). To danie niesztampowe, odkrywcze. Lekkie, wytrawno – słodkie z nutą goryczy. Chcę więcej. Na moje drugie zamówione danie muszę trochę czekać. Kelnerka tłumaczy później, że pierwszy talerz, który dla mnie przygotowali musiał wrócić do kuchni, bo kalmary zostały przeciągnięte. Zbyt twarde kalmary w wyniku zbyt długiego smażenia to norma w wielu warszawskich miejscach, nawet z obiektywnie dobrą kuchnią. Reakcja kelnerki świadczy o tym, że tu mogą być lepsze. Czy tak jest w rzeczywistości?

Sztuki Sztuczki

Sztuki Sztuczki

Młode kalmary i chorizo na chrupiących sałatach z pieczonymi pomidorkami cherry (33 zł) to danie tylko z wyglądu dość niepozorne. Kalmary są delikatne, mięciutkie, idealne. Z przyjemnością pochłaniam sprężyste kąski ośmiornicy i pikantne chorizo. Warto było czekać na tak smakowite sztuczki. Żałuje tylko, że jestem samochodem, bo kieliszek białego wina pasowałby tu jak ulał.

Sztuki Sztuczki ukryte w bramie przy Szpitalnej to moje nowe odkrycie. Mimo, że zjadłam tu niewiele, bo tylko dwa dania, oba dorównywały miejscom ze znacznie wyższej półki. Kuchenny magik w tym miejscu zna się na rzeczy i potrafi wyczarować smakowitości. Warto dać się zaczarować. I wrócić po więcej.

Sztuki i Sztuczki, ul. Szpitalna 6 / 8a, Warszawa, Śródmieście

Podsumowanie

Dzielnica: Śródmieście

Kuchnia: międzynarodowa

Ceny: 20-40 zł

Typ lokalu: bar

Dodatkowe wymagania: ogródek letni

Okazja: lunch, spotkanie w grupie, spotkanie z przyjaciółmi

3 Responses to Sztuki Sztuczki

  1. Justyna says:

    genialne jedzenie… !!!:)niebywale smaczne i pięknie podane..

    • Martini says:

      byłem…
      sam, z ukochaną, z rodziną to co oni tam wyprawiają ze daniami to coś niesamowitego.
      błyskotliwy kucharz, dyskretna młoda obsługa i minimalistyczny wystój…połączenie idealne

      polecam

  2. anna w says:

    Uwaga: piszę o lokalu, do którego wchodzi się przez bramę Szpitalna 8 i nazywa się „Sztuki”.

    Jakaś straszna żenada! Karnawałowa sobota, rezerwacja telefoniczna lub mailowa nie działa (zapewne mają za dużo klientów, bo telefony są albo błędne, albo ich nie odbierają, podobnie jak maile), ale zaryzykowaliśmy. Stolik na 6 osób co prawda znalazł się po 10 minutach, lecz potem to już było coraz gorzej. Startery (deska serów, chleb i szynka parmeńska z gruszką) wylądowały na naszym stole po 40 min od zamówienia. Podejrzewam, że chyba szynkę przez ten czas wędzili, a po gruszki i średnie sery polecieli do Lidla (sorry obrażam Lidla, bo podane sery były naprawdę mało ciekawe). Najlepsze, że noże podali po naszej interwencji (a było na talerzach i masło, i żurawina, których jeść nie można rękami. Zamówione małe piwo „stało się” dużym piwem (ale widocznie młody kelner pamięć ma dziurawą, ot rezultat edukacji po reformie). Nie sorry, najlepsze było jednak to, że po kolejnej interwencji kelner przyniósł widelce (mazisty ser czy gruszkę trudno ująć w palce) i zapytał, czy wszystkim podać. I ta półtoragodzinna wizyta (tylko tapasy i drinki, więc naprawdę nie obciążaliśmy kelnerów i kucharzy swoimi zamówieniami) odbywała się w lokalu, w którym nie było tłoku, ba nie było nawet połowy sali. Teraz już wiem dlaczego!

Dodaj komentarz