Kafe Zielony Niedźwiedź
23 lutego 2014
Kafe Zielony Niedźwiedź działa od miesiąca w budynku Centrum Przedsiębiorczości w Parku Breyera na Powiślu. Lokal prowadzi Zbigniew Kmieć, propagator jedzenia wysokiej jakości pochodzącego od lokalnych producentów, a także właściciel delikatesów Black Caviar. Wystrój lokalu jest nowoczesny, prosty i elegancki. Białe obrusy rozłożono na stołach, późnym popołudniem ciemne pomieszczenie rozświetlają punktowo lampy zawieszone nad stolikami. Na jednej ze ścian stoi regał wypełniony winami, przy wejściu na półkach stoją przetwory i inne smakołyki, które można kupić w działających tu mini delikatesach.
Lokal odwiedzamy dwukrotnie. Pierwszy raz na początku stycznia, tuż po otwarciu. Restauracja jest jeszcze w fazie rozkręcania. Na jedzenie czekamy niemiłosiernie długo. Lokal jest pełen i wygląda na to, że kuchnia nie nadąża. Mam wrażenie, że wszystkie stoliki, z których zdecydowana większość to znajomi właścicieli, mają przed nami pierwszeństwo i dostają swoje dania znacznie szybciej. Właściciele i kelnerzy podają im wino, nas informując, że nie ma jeszcze alkoholu, bo czekają na koncesje. Wrażenia smakowe są dużo lepsze, choć nie jest idealnie. Zachwyca doskonały krem z buraka (18 zł), udany udziec jagnięcy (48 zł), świetne są domowe racuchy (15 zł). Pieczeń pastorska (46 zł) jest z kolei mocno przeciągnięta, twarda i mało soczysta, nie dorównując pozostałym daniom. Pierwsze spotkanie z Kafe Zielony Niedźwiedź nie powaliło mnie na kolana. Większość dań smakowała bez zarzutu, ale czułam się tam trochę jak nieproszony gość, który wpadł na prywatną imprezę bez zaproszenia. Z informacji na Facebooku wynikało jednak, że czas testów dla znajomych się już skończył i lokal zapraszał wszystkich gości. Potknięcia kładę więc na karb nowości lokalu i postanawiam wrócić jak się rozkręcą.
Ponownie odwiedzam restaurację półtora miesiąca później. W sobotę popołudniu zajęte są jakieś cztery stoliki – przy trzech siedzą znajomi właściciela, który spędza przy nich 95% czasu nie poświęcając szczególnej uwagi pozostałym gościom. Sympatyczna kelnerka wydaje się pracować tu od niedawna nie zna jeszcze szczegółowo karty, choć widać, że bardzo się stara. Kiedy nalewa mi wino od razu wypełnia cały kieliszek, nie dając możliwości spróbowania. Przydałoby się małe szkolenie.
Czas oczekiwania na dania jest tym razem optymalny. Zamówione przez nas przystawki pojawiają się wciągu zaledwie kilku minut. Tatar z matjasa (18 zł) smakuje poprawnie, choć niczym nie zachwyca. Znacznie lepszym wyborem są gęsie pipki z gałuszkami (20 zł). Po raz pierwszy mam okazję próbować tego rzadko spotykanego w restauracjach dania czyli gęsich żołądków. Jest oryginalne, wyraziste w smaku, z charakterystyczną słodką nutą, rodzynkami i marchewką. Na długo zostanie w mojej pamięci.
Dalej jest jeszcze lepiej. Gicz jagnięca w sosie z czerwonego wina (42 zł) jest mięciutka, delikatna, rozpływa się w ustach. Towarzyszą jej dość skromne i mniej udane dodatki. Poprawne gotowane buraki i mączyste ziemniaki bez smaku warto by zastąpić czymś bardziej wyszukanym. Skuszona zdjęciami świeżych ryb prosto z Portugalii sprowadzanymi do restauracji przez Jakuba Pieniążka i jego Fish Lovers decyduję się na danie rybne. Czarny pałasz (84 zł), którego znam już z podróży po Maderze pachnie świeżością, jest miękki, soczysty, smakuje re-we-la-cyj-nie! I w tym daniu dodatki jednak nie zachwycają, kilka ziaren fasoli i kawałków grillowanego kopru włoskiego + kupka ryżu to mało wyszukane propozycje.
Kafe Zielony Niedźwiedź to na pewno miejsce z dobrą kuchnią prezentującą dania tworzone z wykorzystaniem wysokojakościowych składników. Gęsie pipki, gicz jagnięca, czarny pałasz czy zupa krem z buraków to zdecydowanie dania, po które warto się tam pofatygować. Miejsce ma jednak specyficzną, dziwną atmosferę trochę zbliżoną do zamkniętego klubu, do którego dziwnym trafem akurat nie należycie, przez co możecie się tam poczuć nieco wyobcowani. Ale w sumie może dlatego, że lokal leży trochę na uboczu i trudno tam trafić „przypadkiem” – a na pewno nie traficie tam spacerując ul. Smolną… 🙂
Kafe Zielony Niedźwiedź, ul. Smolna 4, Warszawa, Śródmieście, tel. 731 996 006
Podsumowanie
Dzielnica: Śródmieście
Kuchnia: międzynarodowa, polska
Ceny: 40-60 zł
Typ lokalu: restauracja
Przewodnik: nowe miejsca
Dodatkowe wymagania: miejsce do parkowania
Okazja: elegancka kolacja, kolacja we dwoje, lunch, śniadanie, spotkanie biznesowe, spotkanie z przyjaciółmi
Szumnie namaszczona mianem Knajpy Roku, Café Zielony Niedźwiedź okazała się jedynie knajpą. Kilka zasłyszanych i przeczytanych opinii o tym, że nowi goście mogą czuć się wyobcowani w pełni okazała się prawdą. Człowiek ma nieodłączne wrażenie, że to miejsce dla „znajomych króliczka”. Są tam oni obsługiwani na oczach wszystkich zdecydowanie inaczej, atencja ze strony obsługi i Pana Zbigniewa Kmiecia nieporównywalna, a dostęp do dań jakiś szerszy. Odwiedziliśmy CZN w sobotę wieczorem 1 listopada. Wydawałoby się środek kulinarnego sezonu w weekend. Otrzymujemy menu. Nie jest bardzo rozbudowane. To akurat zaleta. Ale przyglądamy się mu uważnie, czytamy z góry na dół i w bok, i jakoś trudno coś wybrać. Gdzież te wielkie dania opisywane z zachwytem przez Pana Macieja Nowaka?! Kacze języki, luzowana kaczka, wołowina Hereford? Brak. Dobrze, że chociaż jagnięcina była. Za to w programie pasztet, pielmieni, carpaccio. Ok. niech będzie (chciałoby się rzec jak w Misiu – „…z dżemem są purée. – Dobrze niech będą.”). Przyszedł pasztet i carpaccio. Podane jak w pierwszej lepszej knajpinie, Pasztet na desce, bez żadnej finezji, żadnego sosiku, z kilkoma plasterkami ogórka konserwowego. Carpaccio – kilka cieniusieńkich krążków z kilkoma kaparami i 3 ćwiartkami karczocha na wierzchu (niesmacznego zresztą). Ta ilość to kpina z klienta. I te dania przygotowywał wielki zwycięzca Top Chefa Olma?! Raczej ktoś z „Kuchennych rewolucji” przed rewolucją! Zero finezji, zero kulinarnego kunsztu, o którym tak było głośno w zachwytach Pana Nowaka. Pielmieni. Ok jak pielmieni, niezłe w smaku, podane ze śmietaną w jednej miseczce, z musztardą w drugiej (ja bym się wstydził tak podać danie w restauracji, gdzie rządzi kulinarny talent). Jagnięcina bardzo dobra, ale tylko dzięki produktowi, bo prezentacja równie prostacka, jak pielmieni. Prosta konkluzja: jak nie ma fachowców na zapleczu, bo święto – to knajpę trzeba zamknąć, a nie wciskać ludziom prawie stołówkowo podane pseudo kulinarne kreacje!
A wracając do „znajomych króliczka”. Co ląduje na ich magicznym stoliczku? Kacze języki! Skąd się wzięły pytam, skąd? Obsługa skacze i głaszcze…
Mnie pobyt w Café Zielony Niedźwiedź śnić się będzie raczej jako drogi koszmar. A tak na prawdę trzeba nazwać rzeczy po imieniu – to skandal, żeby za nie małe przecież pieniądze taki kit wciskać Klientom. I Mam nadzieję, że Ci szybko zaczną to miejsce omijać przy takim traktowaniu. A Pan Maciej Nowak wraz z innymi „znajomymi króliczka” niechaj nadal śni rozkosznie. Choć nie tylko śnić jak się okazuje – On zawsze będzie dobrze obsłużony, wiadomo: „znajomy króliczka”.