Informal Kitchen

23 listopada 2014

Na Informal Kitchen praktycznie nie można trafić przypadkiem. Mimo, że ta działająca zaledwie od tygodnia restauracja mieści się w ścisłym centrum stolicy, to jest jednak trochę ukryta i trzeba o niej wiedzieć, żeby ją znaleźć. Jest zlokalizowana w okolicach Zachęty, na tyłach hotelu Victoria. Dokładny adres to plac Małachowskiego, ale tam próżno by jej szukać… Do lokalu możecie wejść od ulicy Traugutta albo od strony skweru pomiędzy budynkiem a pasażem Niżyńskiego.

Informal Kitchen z zewnątrz

Informal Kitchen opisuje siebie jako nieformalną kuchnię oparta o ideę comfort food, czyli jedzenia, które poprawia nastrój. Przestronne wnętrze urządzono elegancko i z klasą choć niezbyt oryginalnie. Dużą przestrzeń zajmują stoły socjalne zachęcające do przychodzenia tu w większych grupach czy integracji z innymi gośćmi. Moją uwagę zwracają niebanalne, dość wygodne krzesła z materiałowym obiciem czy industrialne przypominające beton szare ściany. Na stołach stoją kwiaty, kelner rozpala świeczkę na każdym ze stołów udomowiając atmosferę. Dzięki otwartej kuchni można obserwować kucharzy przy pracy. Dla dzieci są kredki i specjalne kartki do kolorowania z logiem restauracji, obsługa jeszcze nie proponuje ich zbyt aktywnie, więc trzeba się dopytywać.

Informal Kitchen wnętrze

Informal Kitchen bar

Przystawki pomijamy, jakoś nic specjalnie nas w nich nie intryguje. Bruschetty, łosoś, tatar, deski serów i wędlin po nie najniższych cenach sobie odpuszczamy. Zaczynamy od zup, bo tu już jest ciut ciekawiej. Krem z buraka pieczonego z kozim serem (16 zł) to aksamitna, lekko słodka, kremowa zupa o idealnej gęstości i z niemałym dodatkiem koziego sera przełamującego buraczaną słodycz. Jest mocnym początkiem obiecującym ciekawy ciąg dalszy. Krem z cukinii z miętą i łososiem aromatyzowanym dymem (12 zł) nie zachwyca może wyglądem, ale w smaku wybija się zdecydowanie na plus. Delikatność cukinii została podkręcona kreatywnym dodatkiem w postaci mięty i skontrastowana z dymnym, słonawym posmakiem łososia. Może nie stanowi cudu pod względem estetycznym, ale smakuje pierwszorzędnie. Pizza margherita (19 zł) wydaje się zbyt dużym daniem dla naszego czterolatka, ale to tylko złudzenie, bo zostaje pochłonięta prawie w całości i to w tempie ultraekspresowym. Ledwie udaje mi się jej spróbować. Nie mam zastrzeżeń zarówno do ciasta, które jest cienkie, ale nie łamie się w drodze do ust, jak i do dodatków, których smak i jakość nie zawodzą oczekiwań.

Informal Kitchen zupy

Tagliatelle z kurczakiem i suszonymi pomidorami (24 zł) ugotowane zostało w punkt, z sosem na bazie śmietany i pietruszką. To bardzo dobry wybór. Najciekawsze z dań które mam okazję tu kosztować to Polędwica z dorsza (49 zł) podana z koprem włoskim marchewką pieczoną, brukselką i emulsją pietruszkową. To pięknie zaprojektowane danie, na które miło jest popatrzeć. Sporej porcji przygotowanego idealnie, soczystego dorsza towarzyszą chrupiące marchewki, brukselka i sałatka na ciepło z kopru włoskiego, przypominająca z wyglądu makaron tagliatelle. To danie nadzwyczaj udane.

Informal Kitchen dorsz

Informal Kitchen tagliatelle

W Informal Kitchen znajdziecie sprawdzone, popularne dania z przewagą kuchni włoskiej. Nie szukajcie tu szczególnie wyrafinowanych połączeń smakowych czy oryginalnych dań, choć pomysły z dodaniem mięty do kremu z cukinii czy przygotowanie dodatku z kopru włoskiego wyglądającego jak tagliatelle świadczą o pomysłowości kucharza. Spodziewajcie się dań prostych, przygotowanych na najwyższym poziomie, choć w cenach nie najniższych. Z zasłyszanej rozmowy właścicielki przy sąsiednim stoliku wynika, że wkrótce mają się pojawić dania bezglutenowe.

Popularne np. w Wielkiej Brytanii określenie Comfort Food to według Wikipedii tradycyjnie przygotowywane potrawy, odwołujące się do nostalgicznych i sentymentalnych wspomnień czy też upraszczając: „jedzenie, które poprawia nastrój osobie jedzącej”.  Czy jedzenie w Informal Kitchen poprawia nastrój? Sprawdźcie sami, na mój na pewno miało pozytywny wpływ. 

Informal Kitchen, pl. Małachowskiego 2, Warszawa, Śródmieście, tel. 531 918 534

4 Responses to Informal Kitchen

  1. anna says:

    2 tygodnie temu zarezerowałam stolik na 10 osób na piątek 12 grudnia. Miała być to impreza firmowa, większość gości z zagranicy. Moja firma – międzynarodowa korporacja – 100% rozpoznawalność na rynku.
    Dnia 9 Grudnia otrzymałam telefon z restauracji z informacją, że niestety, ale był pożar w Broniszach i z tego powodu odwołane są wszystkie rezerwację, po prostu dostawca owoców i warzyw stracił wszystko w pożarze i nie jest w stanie dostarczyć żadnych produków do restauracji.
    Podziekowałam za informację i zaczełam szukać innego lokalu, co oczywiście było absurdem, ponieważ na 2 dni przed, na taką liczbę gości i w okresie przedświątecznym wszystko było już zarezerwowane.
    Ponieważ to nie była jedyna impreza świąteczna w mojej firmie, zaczęłam sprawdzać wszystkie inne restauracje, w których mieliśmy już rezerwację. Jakież było moje zdziwienie, gdy nikt inny o pożarze w Broniszach nie słyszał, (co nie oznacza, że go nie było, ale że nie miał on wpływu na rezerwację w innych restauracjach). Koniec końcem nikt inny nie odwołał rezerwacji (w sumie sprawdziłam 7 innych restauracji, w których w najbliższym czasie moja firma ma rezerwację).
    Po około pół godzinie zadzwoniłam jeszcze raz do InFormal Kitchen z prośba, aby mimo wszystko nie anulować mojej rezerwacji, goście i tak przyjadą, ja nie mam innej restauracji, więc nie będą jedli tylko czegoś się napiją (oczywiście był to zamierzony zabieg, chciałam sprawdzić prawdziwość tezy o pożarze).Pani z InFormal Kitchen poinformowała, mnie, że nie mogę już zrobić rezerwacji, bo wszystko jest zajęte, mimo iż nie ma wcale rezerwacji, bo nie będą serwowali żadnych dań, bo był pożar w Broniszach itd. Wyjaśnienia absurdalne, utwierdziły mnie w przekonaniu, że pożar to jakaś wymówka, a problem tkwi w mojej rezerwacji, albo ktoś coś pomylił i teraz próbują ratować sytuację albo trafiła się większa grupa, którą z ekonomicznego punktu widzenia obsłużenie przyniesie więcej korzyści. Po dość burzliwej aczkolwiek jałowej rozmowie, Pani z InFormal poprosiła o czas, o możliwość skonsultowania się z Panem Prezesem.
    Po około godzinie otrzymałam kolejny telefon z InFormal, Pani poinformowała mnie, że Pan Prezes nie może do mnie zadzwonić, bo jest w banku, gdyby nie był to by zadzwonił. Końcowe stanowisko InFromal było takie, że rezerwacji nie mogę złożyć/przywrócić, bo nie ma stolików, – mimo iż nie ma jedzenia – i mimo iż ja chciałam stolik tylko po to by napić się wina. W zamian za niedogodności moja firma otrzymała upust 30% na następną wizytę. No ja bardzo dziękuję, ale raczej już Państwa nie odwiedzimy, nawet gdybyśmy Państwo chcieli nam za to zapłacić.
    W całej sytuacji najgorszy nie jest brak rezerwacji, bo różne rzeczy się zdarzają, ale sposób, w jaki próbowano sprawę załatwić. Proszę Państwa szanujmy się i traktujmy po partnersku, ja potrzebowałam Państwa, bo nie miałam już innych możliwości wyboru, Państwo potrzebowali mnie, bo byłam potencjalnych najlepszym klientem – korporacja, imprezy firmowe, feedback do parterów bussinesowych itp.
    Generalnie rada dla Państwa, aby zwiększyć liczbę dostawców owoców i warzyw. Monopol jest nieefektywną formą rynkową, szczególnie w XXI wieku i szczególnie, kiedy jest się w początkowym etapie, kiedy wizerunek i rozpoznawalność miejsc powinna być sprawą nadrzędną.
    Nie polecam, dla spotkań formalnych, zorganizowanych. Za duże ryzyko, że na 2 dni ktoś odwoła z powodu pożaru, powodzi, Tsunami itp.

  2. Byliśmy w informal kitchen parę dni temu – miejsce jak wszystkie nowo powstałe lunchownie serwujące włoską kuchnię – dla mnie totalnie bez charakteru – i to zarówno jeśli chodzi o wystrój jak i jedzenie. Choć kuchnia jest na dobrym poziomie to za mało żebym chciała tam wrócić – bo dobrą pizzę czy makaron można zjeść w jeszcze paru miejscach w Wwie. Na dodatek kelner, który nas obsługiwał… też bez wyrazu – brak mimiki twarzy i małomówność jest dla mnie trochę scary, szczególnie jeśli pracuje się z ludźmi 😉

  3. Mary says:

    Informat Kitchen to jedno wielkie nieporozumienie. Wczorajszy lunch oceniam na zero punktów. O zupie z białych warzyw nie można powiedzieć nawet, że była niedobra ponieważ nie posiadała żadnego smaku. To był kit o smaku obojętnym. Boef Strogonoff był natomiast… bezmięsny, jeśli nie liczyć dwóch mikroskopijnych okruszków mięsa pływających w litrze wodnistego sosu w towarzystwie trzech pieczarek. Do gorącego sosu wrzucono też kartofel, który był jadalny oraz garść sałaty. Pierwszy raz w życiu widziałam sałatę podaną w gorącym sosie od mięsa. Na deser kawałek bułowatego ciasta z maciupcim kawałeczkiem rabarbaru widocznym jedynie przez lupę.
    Miejsce absolutnie do unikania.

  4. 62kasia says:

    Niestety, nie polecę tego miejsca z paru powodów: obsługa bez kontaktu z gościem (miałam wrażenie, że lepiej byłoby nie zawracać im głowy); jedzenie właściwe żadne – czyli bez charakteru. Makaron z kurczakiem i suszonymi pomidorami – był raczej zimnym, samym makaronem bez sosu i z 3 kawałkami kurczak 🙁 , podobno dobra pizza ale bez szału specjalnego, rosół wyglądał na wodnisty. Nie wybiorę tego miejsca na kolejne wypady jedzeniowe z rodziną..

Dodaj komentarz