Bistro Z na Ząbkowskiej
3 sierpnia 2017
Ulica Ząbkowska w Warszawie jest tego lata wyjątkowo kusząca, a to za sprawą nie tylko wielokolorowych lampionów i sympatycznego deptaka pomiędzy klimatycznymi kamienicami, ale nowego kulinarnego powiewu, który przynosi nam niedawno otwarte Bistro Z.
Między starymi kamienicami wiszą kolorowe lampiony, które powiewają na wietrze. Po obu stronach lokale gastronomiczne wystawiły przestronne ogródki. Przyjeżdżają tu foodtrucki, wystawiają się stoiska z różnymi produktami. W weekendy grupki ludzi przechadzają się zamkniętą dla ruchu samochodowego ulicą, jedzą obiad w ogródkach restauracji, wpadają na piwo, kupują rzemieślnicze lody. Od niedawna w samym sercu ulicy Ząbkowskiej działa Bistro Z, gdzie gotują Anna Klajmon i Mateusz Czekierda. Oboje pochodzą ze Śląska i mogą pochwalić się ciekawym doświadczeniem w gastronomii. Mateusz pracował m.in. w restauracji Galeria Blue w Bielsku Białej, a także w warszawskim Concept 13. Ich jedzenie poznałam w restauracji DOM na Żoliborzu, sprawdzam jak radzą sobie w swoim miejscu. Wnętrze niewielkiej restauracji jest proste, z dominacją koloru zielonego, ale w pogodne dni dużo przyjemniej jest usiąść w ogródku, który zbudowano przed lokalem.
Polski produkt na pierwszym planie
Menu Bistro Z to mocny argument, żeby wybrać się na Pragę. Krótka, jednostronicowa karta to głównie dania kuchni polskiej według autorskich receptur kucharzy, ale mamy także wpływy kuchni włoskiej czy francuskiej. Duży nacisk położony jest na regionalne produkty od sprawdzonych dostawców. W karcie mamy m.in. pstrąga beskidzkiego, warzywa i zioła od Majlertów, świeże ryby prosto z Kołobrzegu od Rybnej Krainy czy oscypek z ochotnickiej bacówki z Podhala. Szefowie kuchni w serwowanych daniach nawiązują także do swoich śląskich korzeni. W zmienianej regularnie karcie pojawia się żurek żeniaty, kluski śląskie, modra kapusta czy rolada śląska. Oprócz przystawek, zup, dań głównych i deserów jest tu też interesująca karta śniadaniowa.
Ciekawie i sezonowo
Lokal odwiedzam dwukrotnie – robię więc przegląd karty. Zanim dostajemy zamówione dania, na stole pojawiają się wypiekane na miejscu maślane bułeczki, twarde z wierzchu, mięciutkie w środku, podane z masłem – raz ogórkowym (z ogórka małosolnego), innym razem z masłem z czosnkiem niedźwiedzim (to drugie niestety zupełnie nie jest słone). W menu zawsze do wyboru są dwie zupy, my decydujemy się na wyśmienity żur żeniaty (12 zł) podany z kiełbasą, boczkiem i ziemniakami. Żeniaty oznacza na po śląsku „na bogato”. Tu nazwa odzwierciedla rzeczywistość, głęboki talerz wypełniony jest mięsem i ziemniakami, gęsty, sycący. Prawdziwy, przygotowany na zakwasie żur jest wyraźnie kwaśny, ale jednocześnie podkręcony przyprawami. To mocny punkt tutejszej karty i fajnie, żeby został na dłużej. Siekany tatar wołowy (29 zł) ma idealną konsystencję i mocne dodatki. Domowo zaprawiane grzyby z chilli, szalotka, majonez lubczykowy, sos sojowy nadają daniu pikantności i słonej nuty. Prezentacją intryguje pochodzący z Kołobrzegu zielony śledź (19 zł) wyłaniający się nieśmiało z metalowej puszki. Produkt jest świetny, ale co do marynaty to wolałabym zdecydowanie wyrazistszy smak i więcej przypraw. Na szczęście dodatki – takie jak brat kartofle, boczek, czerwona cebula – ładnie uzupełniają smak dania. Z przyjemnością zauważam, że wszystkie potrawy, podawane są na pięknych, kolorowych talerzach o oryginalnych kształtach.
Bistro Z zmienia swoją kartę dość często, dopasowując do dostępnych sezonowo produktów. Raz jemy dania ze szparagami i rabarbarem, innym razem króluje bób. Kolorowa sałatka Szparag, truskawka (25 zł) z młodym szpinakiem, grecką fetą i dressingiem bazyliowym jest poprawna, ale nie pozostaje za długo w pamięci. Za drugim razem, w upalne letnie popołudnie z dziką przyjemnością pochłaniam talerz bobu (24 zł) podanego z jajkiem zielononóżki, miętą i domową pancettą. To lekkie, letnie danie, o odświeżającej miętowej nucie, a porcja jest spora jak na przystawkę. Kosztuję też wątróbki drobiowej (18 zł) przygotowanej metodą sous vide w cydrze, a podanej z oliwą majerankową, musem z pieczonego jabłka i maślaną bułką. Jej konsystencja jest miękka, może nie tak jak foie gras jak reklamuje to kelner, ale daje radę i przekonuje do siebie nawet zagorzałych przeciwników wątróbek. Przy drugiej wizycie trafiamy też na przywiezione przez właścicieli doskonałe oscypki z ochotnickiej bacówki z Podhala z konfiturą z jagód. Warto pytać co mają poza kartą!
Dania główne
Moim ulubionym daniem w Bistro Z jest mięciusieńkie, rozpływające się w ustach, długo pieczone Żebro wołowe (34 zł). Towarzyszą mu kopytka z rozmarynem, ciemny sos, a także pełna umami młoda chrupiąca kapusta z koprem i boczkiem. To danie zamawiam dwukrotnie. Nie dorównują mu niestety Policzki wołowe, danie spoza karty, mimo, że mięciutkie w smaku są płaskie w smaku i mdłe, nieprzyprawione, a dodatek w postaci równie neutralnego, słodkiego purée z batatów nie ratuje sytuacji. Z pomocą przychodzi kelner, który zamiast dyskutować jak to często bywa – natychmiast proponuje wymianę dania na inne. Zastanawiając się nad daniem głównym warto podpytać o rybę dnia (29 zł), która jest zmienna w zależności od dostępności produktów. My trafiliśmy na świeżutką, jędrną flądrę. Chętnie bym ją jeszcze powtórzyła. Przyjemnie jadło się ją z buraczkami, botwinką i pesto, ale już ziemniaczane purée zupełnie do tego zestawu nie pasowało. Zachwyt wzbudziły rozpływające się w ustach Domowe kluski (25 zł) o mocno ziemniaczanej nucie, z koniczyną, palonym masłem, parmezanem i przyjemnie chrupiącymi orzechami laskowymi. Desery to niestety najsłabszy punkt tutejszej karty, choć nie mamy okazji spróbować wszystkich. Zupełnie nie podchodzi mi grudkowata Panna cotta (17 zł) o dziwnej, przesadzonej kwaśnej nucie, z rabarbarem, miodem z mniszka lekarskiego od pana Stanisława. Z kolei kogel- mogel (15 zł) z czarną bezą i owocami jest mocno za słodki.
Obsługa na piątkę z plusem
Za pierwszym razem obsługa nieszczególnie zapada mi w pamięć, ani na plus ani na minus. No może tylko zwracam uwagę, że dziecko jako jedyne nie dostaje bułki jako czekadełka (mimo, że zamówiło danie), ale potem nie ma się już do czego przyczepić. Drugą wizytę wspominam za to bardzo pozytywnie – nasz pozytywnie nakręcony kelner wie wszystko o serwowanych daniach, umie polecić czy przekonać do dania, wie też jak zareagować gdy nie wszystko jest idealnie – natychmiast proponuje inne danie z karty. Był w stanie przekonać nawet mojego antywątróbkowego męża (skądinąd miłośnika pasztetów i foie gras) do smażonej wątróbki.
Czy warto zjeść w Bistro Z ?
W Bistro Z gotują prosto, z lokalnych, sezonowych produktów. Widać tu dbałość o produkt i umiejętność łączenia smaków. Po śląsku nie żałują na porcjach przez co zdarzyło mi się pozostawić część dania na talerzu, czego bardzo nie lubię. To miejsce młode, ale z potencjałem. Drobne potknięcia kładę na karb nowości lokalu i będę wracać po kolejne dania. Cieszy mnie że powstają miejsca, które chcą się wyróżnić polską, sezonową kuchnią i stawiają na jakość.
Bistro Z, ul. Ząbkowska 12, Warszawa, Praga Północ, tel. 794 274 576
Podsumowanie
Dzielnica: Praga Północ
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: restauracja
Przewodnik: nowe miejsca
Dodatkowe wymagania: ogródek letni
Okazja: babskie ploty, lunch, śniadanie, spotkanie w grupie, spotkanie z przyjaciółmi