Giancarlo Ristorante Italiano
2 marca 2014
U drzwi restauracji wita nas kilkuletni kucharz w pasiastym fartuchu i wysokiej kucharskiej czapce. To Angelo, syn Giancarlo Russo, właściciela i szefa kuchni w otwartej zaledwie kilka dni temu włoskiej restauracji przy Wilczej – Giancarlo Ristorante Italiano. Chłopczyk radośnie oświadcza zauważając naszego Smakusia – „Dzieci do lat 5 jedzą za darmo!”. Zaraz pojawia się przy nas ponownie, tym razem wręczając karty menu. Patrzy też prosto w oczy naszemu młodemu i mówi poważnym tonem: „Jak ładnie zjesz to dostaniesz cukiereczka”. Rozbawieni zajmujemy miejsce przy stoliku. Jesteśmy tu w porze obiadowej, tuż po 13:00. Lokal zapełnia się gośćmi w mgnieniu oka. Co chwilę pojawiają się nowi, część z nich to znajomi właściciela, w tym Włosi, część pozostałych wydaje się nie być przypadkowymi przechodniami, tylko klientami wcześniejszych restauracji szefa kuchni. Giancarlo wita wszystkich serdecznie, podchodzi do każdego stolika, pyta jak smakowało, podczas naszych odwiedzin podchodzi do naszego stolika chyba z pięć razy. Takie podejście to nadal w Polsce rzadkość i wielu właścicieli i szefów kuchni ma tu sporo do nadrobienia. Zazwyczaj właściciela nie ma na w lokalu, na sali albo ukrywa się gdzieś na zapleczu…
To już trzecia włoska restauracja, którą mam okazję odwiedzać w tej samej lokalizacji. Całkiem niedawno byliśmy w Sorbo Serpico, które zamknęło się z końcem roku. Wcześniej, kiedy wybór restauracji w Warszawie nie był tak bogaty jak teraz, często zaglądałam do Bacio, które działało tu przez wiele lat. Wystrój lokalu chyba nie zmienił się drastycznie od mojej ostatniej wizyty (u poprzednich właścicieli). Włoskie plakaty na ścianach zostały zastąpione przez zdjęcia Giancarlo Russo w towarzystwie celebrytów. Jest mocno tradycyjnie i w każdym pomieszczeniu inaczej, spójności w designie brak. Daję więc spokój dalszym analizom otoczenia i przystępuję do analizy menu. W końcu nie wystrój jest najważniejszy.
Karta dań mieści się na niecałych 5 stronach A4, co jak na typową włoską restaurację jest wynikiem skromnym aczkolwiek ułatwiającym wybór. Rozpoczynają ją włoskie antipasti tak typowe jak carpaccio z wołowiny czy caprese, a także mniej popularne jak carpaccio z ośmiornicy, czy z tuńczyka. Poza pizzami i przygotowywanymi na miejscu domowymi makaronami wśród przystawek i dań głównych jest sporo owoców morza (np. kalmary z grilla, małże w sosie pomidorowym, żabnica czy dorada). Ceny większości dań głównych wahają się w granicach 30-60 zł. Sympatyczny kelner bez wahania recytuje dania godne polecenia, widać, że doskonale zna kartę.
Zaledwie kilka minut po złożeniu zamówienia na naszym stole ląduje bagietka, a potem Gnocchi alla Sorrentina (25 zł) czyli włoskie kopytka w sosie pomidorowym z mozzarellą i bazylią. Nie musimy nawet mówić, żeby danie dla dziecka podać w pierwszej kolejności. Takie rzeczy wiedzą tu bez słów. Za danie nie płacimy, bo zgodnie z obwieszczeniem złożonym przy wejściu przez małego kucharza, dzieci do lat 5 jedzą za darmo. Miły i rzadko spotykany zwyczaj.
Nie musimy długo czekać na nasze przystawki. Carpaccio z ośmiornicy (30 zł), idealne, cieniutkie biało-różowe plasterki skropione oliwą, cytryną i świeżo mielonym pieprzem smakują doskonale. Mogłyby być być nawet jeszcze bardziej miękkie, ale ciężko im coś zarzucić. Kosztujemy też włoskiego klasyka wśród przystawek, czyli polecanego przez kelnera Vitello tonatto (28). Danie jest przyrządzone idealnie, mięso jest miękkie, a tuńczykowy sos obficie przykrywa plastry mięsa. Do przystawek zamawiamy również tutejszą focaccię (9 zł) z rozmarynem, jest cieniutka, przypieczona i chrupka. Papardelle z sosem podgrzybkowym (27 zł) to domowy makaron o szerokości połowy dłoni, ugotowany w punkt, z delikatnym sosem z widocznymi kawałkami podgrzybków. Jest konkretny i sycący.
Podając Żabnicę z pieca (55 zł) kelner przeprasza i ostrzega, że jest to tylko pół porcji, bo okazało się, że w międzyczasie ryba już się skończyła. Zapewnia, że również rachunek za to danie będzie opiewał tylko na połowę kwoty. Ryba podana bez filetowania nie prezentuje się najlepiej, wygląda jak jakiś morski potwór (w końcu to diabeł morski zgodnie z równoległą nazwą) ale w smaku jest wyśmienita, mięciutka, delikatna i soczysta. Towarzyszą jej gotowane warzywa. Pół porcji to za jednak za mało, żeby zaspokoić głód. Tu z pomocą przychodzi zamówiona jako dodatek Sałatka z pomidorkami cherry i rukolą (18 zł), która byłaby w całkiem w porządku, jest jednak potraktowana zbyt intensywnie octem balsamicznym, uniemożliwiając zjedzenie dolnych partii dania.
Zabaglione (15 zł) czyli krem z jajek i wina Marsala przypomina wyglądem i sposobem podania dużą kawę cappuccino, ma też podobną konsystencję przypominającą piankę. Wierzch deseru przypomina trochę creme brulee. Zupełnie nie przypomina zabaglione, które jadłam do tej pory, choć przyznam, że nie jest to deser, który często zamawiam. Jest ciekawie, szczególnie ze względu na formę podania, ale smak mnie nie porywa.
Giancarlo Ristorante Italiano kilka dni po otwarciu to pełna gwaru włoska tawerna, wypełniona ludźmi i działająca jak w zegarku. Oferuje prostą, dobrą włoską kuchnię. To miejsce serdeczne, przyjazne rodzinom, takie, do którego chce się wracać. Szczególnie, gdy po miłym posiłku macha do nas na pożegnanie radośnie mały kucharz.
Giancarlo Ristorante Italiano, ul. Wilcza 8, Warszawa, Śródmieście, tel. 22 126 31 66
Podsumowanie
Dzielnica: Śródmieście
Kuchnia: ryby i owoce morza, włoska
Ceny: 40-60 zł
Typ lokalu: restauracja
Dodatkowe wymagania: lokal przyjazny dzieciom
Okazja: lunch, spotkanie w grupie, spotkanie z przyjaciółmi, z dziećmi
Byłam kilka dni temu. Zupa rybna wyborna. Stek z tuńczyka poprawnie wysmażony, ale bez żadnego sosu tylko z kawałkiem cytryny, trochę smutny. Krewetki królewskie zostały położone na kilku listkach niedoprawionej sałaty co spowodowało jej zwiedniecie. Danie jest nieduże i raczej powinno być w przystawkach, a nie daniach głównych.
Pyszna bułka pokrojona cieniej niż w domu wczasowym straciła cały swój urok. Gdy poprosiłam o grubiej pokrojoną, dostałam niewiele lepszą i … dodatkową pozycję w rachunku 5 zł.
Za to tiramisu było bajeczne, a espresso z najwyższej półki.