Flambeeria
18 stycznia 2015
Flambeeria tarte flambée & bar pojawiła się kilka miesięcy temu w lokalu przy Emilii Plater, w którym kiedyś była restauracja Bon Vivant. Wystrój – poza kilkoma elementami – pozostał praktycznie niezmieniony. Zmienili się za to właściciele i koncept, a co za tym idzie kuchnia restauracji. Nie znajdziemy tu dań tzw. kuchni międzynarodowej, zwrotu w niektórych restauracjach już dosyć wytartego i mieszczącego tam wszystko co się da. We Flambeerii jest monotematycznie. A tematem głównym jest tarte flambée, czyli cienka tarta wypiekana w kamiennym piecu z créme fraîche i różnymi dodatkami. To przysmak charakterystyczny dla Alzacji, a ta sama potrawa w Niemczech zwana jest Flammkuchen. Krótka karta to kilka tarte flambée z różnymi dodatkami oraz koktajlami na bazie wina musującego i mocnych alkoholi. Włoskie i francuskie wina można tu wypić po bardzo przystępnych cenach (od 8 zł za kieliszek, 43-65 zł za butelkę). Oprócz tego są dwie sałatki i desery, w tygodniu oferta lunchowa, a w weekendy brunchowa.
Do wyboru mamy siedem różnych tart. Każda z nich może być przygotowana z mąki bezglutenowej, co jest nadal bardzo wyjątkową propozycją, bo rzadko można spotkać miejsca, które zwracają uwagę na diety i specyficzne potrzeby klientów. Moją bolączką w wielu miejscach jest na przykład powszechny brak makaronu razowego, miejsca które go mają w ofercie można policzyć chyba na palcach jednej ręki. Wracając jednak do tart we Flambeerii możemy zjeść wersje klasyczną z boczkiem i cebulą, a także inspirowane kuchniami z całego świata wariacje na temat tarte flambée w różnych odsłonach m.in. z plastrami cukinii, rukolą i kozim serem, z gorgonzolą, świeżą gruszką i kwiatami lawendy czy z jabłkami i cynamonem. Zanim przystępujemy do jedzenia czeka na nas miła niespodzianka – we Flambeerii przynoszą nam na początek wodę w karafce i trzy szklanki, woda nie pojawi się jednak później na naszym rachunku, gdyż lokal serwuje ją wszystkim gościom gratis.
Wybieramy dwie kompletnie różne propozycje. Jedną o nastroju wiejskim i tradycyjnym (może bardziej zimowym i bliższym wyjazdom w góry) z cebulą, ziemniakami, białą kiełbasą i rozmarynem (23 zł), drugą kojarzącą się bardziej z morską bryzą, latem i kuchnią śródziemnomorską z chorizo, krewetkami, papryką chilli i rukolą (27 zł). Najpierw dostajemy tę z cebulą i kiełbasą. Stawiamy na środek stołu i wciągu kilku minut cztery duże ręce i dwie mniejsze zmiatają z drewnianej deski cieniutki placek. Tarte jest leciusieńka, wyśmienita, aromatyczna. Proste dodatki zostały doskonale przyprawione i wraz z plackiem tworzą danie, na które chce się tu wracać. Podczas gdy jesteśmy w połowie naszego placka zauważamy lekkie zamieszanie przy stoliku obok. Podsłuchiwanie to nie jest czynność, którą wykonuję nawykowo, ale stoliki stoją tak blisko, że ciężko jest nie słyszeć. Nasze sąsiadki reklamują placek z chorizo ze względu na nieświeże krewetki. Nie mnie oceniać jakie były, nie jadłam, natomiast mogę ocenić reakcję obsługi. Paniom została zaproponowana inna tarta, a rachunek z tego co zrozumiałam pokryła w całości restauracja. Zastanawiam sie co będzie z naszym zamówionym plackiem, bo też miał krewetki. Podadzą? Nie podadzą? Moje wątpliwości szybko rozwiewa kelnerka przepraszając, że nie może nam podać tarty z krewetkami, proponuje tę samą bez krewetek lub inną tartę. Wybieramy wersję z wędzonym łososiem, owocami kaparów i koperkiem (25 zł). Znów dostajemy delikatne, idealnie cienkie ciasto o perfekcyjnej formie i smaku. Wszystko byłoby super, gdyby nie za duża ilość soli w całym daniu, na którą moje podniebienie jest szczególnie uczulone. Wędzony łosoś, w połączeniu ze słonawym créme fraîche i plackiem dają stężenie soli na centymetr kwadratowy placka zdecydowanie za duże, trochę zjadamy, ale większa część placka pozostaje na desce.
Nową dla nas potrawę, Tarte Flambee lubimy od pierwszego gryza, gdy docieramy do deseru, nie pozostaje nam nic innego jak przygodę z alzackim plackiem kontynuować. Obojętnie czytamy w karcie listę deserów dopóki nie natrafiamy na tarte flambee z jabłkiem, cynamonem i lodami waniliowymi (10 zł) . Ten prosty, oryginalny deser podbija nasze serca i jest kolejnym powodem dla którego na pewno tu wrócimy. Takich deserów nie ma gdzie indziej!
Flambeeria zachwyciła nas oryginalnym konceptem i świetnym wykonaniem większości dań (jeśli nie lubicie za słonych dań, unikajcie tej z łososiem). Sprawna i sympatyczna obsługa stawała na wysokości zadania, a wypełniona sala świadczyła o popularności miejsca. Brawo dla właścicieli za odwagę stworzenia miejsca innego niż wszystkie, za to że kreują trendy zamiast otwierać kolejne miejsce z kuchnia międzynarodową.
Flambeeria, ul. Hoża 61, wejście od E.Plater, Warszawa, Śródmieście, tel. 730 267 772
Podsumowanie
Dzielnica: Śródmieście
Kuchnia: europejska, francuska
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: restauracja
Dodatkowe wymagania: dania bezglutenowe
Okazja: babskie ploty, lunch, spotkanie w grupie, spotkanie z przyjaciółmi
Z opisu wynika, że w tym miejscu można zjeść dania bezglutenowe, ale nie mogą tu posilić się osoby chore na celiaklię stosujące dietę bezglutenową (m.in przy przygotowaniu rygor pod postacią osobnych miejsc do oraz i narzędzi). Ale to już coś…
Byłem polecam lekko smacznie świeżo
Niestety to, że lokal przygotowuje dania z mąki bezglutenowej nie oznacza, że same dania są bezglutenowe. Dania bezglutenowe są tylko z nazwy i nieodpowiednie dla ludzi na diecie bezglutenowej (np. chorujących na celiakię).