Miłość
9 czerwca 2015
Miłość przy Kredytowej. Słyszałam o tym miejscu sporo dobrego, więc moje oczekiwania jeszcze przed wizytą ustawione są dość wysoko, jakieś 150 m nad chodnikiem ;-). W długi majowy weekend widzimy się po raz pierwszy, czy to będzie przyjaźń, kochanie czy chłodna obojętność? Pierwsze wrażenie z Miłości mam takie, że chyba się polubimy. Lokal zaskakuje oryginalnym wystrojem wnętrza, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Jedna ze ścian wygląda jak gęsty egzotyczny las z żywymi roślinami wyrastającymi ze ściany. Czuję się przez chwilę jak w amazońskiej puszczy. Na barze stoją naczynia wypełnione daniami z brunchu, który trwał tu od rana do 15:00. Miłość organizuje brunche regularnie, w każdą sobotę i niedzielę. Opisy były kuszące, ale na początek mamy ochotę spróbować normalnej karty, wpadamy więc kiedy brunchowy tłum z Miłością się już rozwiódł. Na górze jest antresola, w której mieszczą się portugalskie delikatesy (akurat nieczynne, w chwili gdy tam jesteśmy). To barowo-klubowe miejsce nie zapomniało również o kąciku dla dzieci i dziecięcym daniu w menu, a także o opiekunce, która w weekendy może zabawić wasze pociechy.
Siadamy przy oknie, przez które do środka wpadają promienie majowego słońca. Smakuś pochłonięty jest zabawą z panią animatorką, wraca do nas dopiero, gdy na stole pojawiają się dania. Karta różni się od tej, która zamieszczona jest na Facebooku. Dwa dania, na które ostrzyłam sobie zęby po przestudiowaniu menu w internecie niestety nie pojawiają się w „hardcopy” – jagnięcina i pâté z królika. Mimo, że lokal nie jest mocno wypełniony gośćmi, to na nasze dania czekamy jakieś 40 minut. Po tym czasie dostajemy tylko dwie z czterech zamówionych przystawek. Tapas (guacamole, tapenada, hummus) z chipsami pszennymi (19 zł) to dobry początek rozbudzający nadzieję na dużo więcej. Hot Dog De Luxe (12 zł) z parówką ze świni złotnickiej pstrej, sałatą, sosem aioli, jalapeño i korniszonem smakuje bez zarzutu, szczególnie pasuje mi oryginalny dodatek jalapeño z sosem aioli. Niestety przy zamówieniu poprosiliśmy o wersję nieostrą, bez jalapeño, zaznaczając, że to dla dziecka. Ostre dodatki zostały usunięte z hot-doga, ale zapomniano o tym, że sam sos też ostry… Smakuś, więc przy hot-dogu się dosyć wykrzywiał.
Reszta dań pojawia się 10 minut później, sałaty podane są razem z daniami głównymi. Zwracam uwagę pani kelnerce, że dania główne zostały podane za wcześnie, że nie chcemy ich jeść teraz, poza tym nie ma miejsca na wszystko na naszym niewielkim stoliku. W efekcie kiedy kończę sałatkę, to moje danie główne jest już zimne, bo czekało na mnie kilkanaście minut przy stoliku obok. Z czterech dostępnych w karcie sałat kosztujemy dwóch. W Chrupiącym dorszu w panierce panko na sałacie z mango, kolendrą i rzodkiewką (25 zł) szczególnie podobają mi się dodatki z mango pociętego w cienkie paseczki nadające daniu orientalnego charakteru. Jak dla mnie ten dorsz nie potrzebowałby panierki, ale daniu w całości ciężko coś zarzucić. W porządku jest też kolorowa Sałata z pomarańczami, fenkułem, marynowanym burakiem i fetą (25 zł). Lekka i smakowita. Ciekawie podane na niewielkiej patelni jest Wołowe ragout z papryką i chrupiące ziemniaki rozmarynowe (17 zł) to niezłe gulaszowe, wytrawne danie, dobrze przyprawione.
Nie zawodzi oczekiwań Kaftan burger (25 zł) 100% wołowiny z konfiturą z czerwonej cebuli, serem cheddar w chrupiącej panierce, z sałatą i domowym sosem aioli. Mięso jak dla mnie mogłoby być bardziej krwiste (o stopień wysmażenia burgera nie zapytano), ale dodatkom nie mam nic do zarzucenia: ciekawy jest ser w panierce, świetna konfitura z cebuli i podkręcający smak dania, doskonały, domowy sos aioli. Z nadzieją czekam na zachwalane przez kelnerkę Steki z serca wołowego (28 zł). Podane są ze słodko-kwaśnym chutneyem tamaryndowo-daktylowym, skąpanymi w tłuszczu opiekanymi ziemniakami o mocnej nucie rozmarynu i genialną surówką z czerwonej kapusty, kolendry i chilli. Samo mięso jest rewelacyjnie przyprawione, świetnie zamarynowane, jednak przygotowanie mięsa odbiega od ideału. To na pewno trudny kawałek wołowiny, wybaczam mu lekką twardość, ale na pewno nie powinien smakować jak guma… Jak na mój gust mięso zostało za cienko pokrojone….
Po pierwszej wizycie w lokalu Miłość moje uczucia są dalekie zauroczenia… Może to wina długiego weekendu, może źle trafiłam z obsługą czy kucharzem, ale to miejsce nie wywołało we mnie fascynacji czy ekstazy. Zarządzanie lokalem odbywa się w sposób chaotyczny, o czym dodatkowo świadczy fakt, że części zamówionych napojów obsługa zapomina umieścić na rachunku (zauważyliśmy i skorygowaliśmy)… Nie przekreślam jednak Miłości, bo któż woli ambiwalentną obojętność od gorącego uczucia. Kto wie, może skuszę się kiedyś na tak polecany i popularny brunch miłości serwowany w każdą sobotę i niedzielę i odmienię swoje odczucia w stosunku do tego miejsca… Bo w głębi duszy czuję, że potencjał tu jest…
Miłość, ul. Kredytowa 9, Warszawa, Śródmieście, tel. 48 22 657 21 83
W restauracji Miłość płaciłam komórką z systemem NFC w ramach akcji #WeekendBezPortfela we współpracy z Orange. Pełną relację z tego weekendu znajdziecie tu.
Podsumowanie
Dzielnica: Śródmieście
Kuchnia: międzynarodowa
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: klubokawiarnia, restauracja
Dodatkowe wymagania: dania bezglutenowe, kącik zabaw dla dzieci, lokal przyjazny dzieciom, ogródek letni
Okazja: babskie ploty, brunch, lunch, śniadanie, spotkanie w grupie, spotkanie z przyjaciółmi, z dziećmi
Podobne uczucia miałem po wizycie na Brunchu. Troche ze względu na klientele i obsługe bo czułem sie jak na dzien po ostrej imprezie. Dużo hajpu i jedzenie jest ok ale są lepsze i smaczniejsze miejsca na lunch w Wwa.
Zgadzam się, obsługa jest bardzo słabą stroną restauracji. Kelnerki są zawsze zajęte milionem czynności, tylko nie obsługą gości. Czas oczekiwania na potrawy (40 minut na śniadanie przy całkowicie pustej restauracji i zapewnieniach kelnerki, że „już za 3 minuty” – i tak co 10 minut) bardzo długi.