Kaskrut
20 sierpnia 2013
Znów Poznańska. Lubię tę ulicę i lubię obserwować jak się zmienia. Znów wyrósł tam nowy lokal. Zwie się dziwnie – Kaskrut. Jest to spolszczona nazwa casse croute czyli francuskiego określenia kanapek albo przekąsek spożywanych pomiędzy większymi posiłkami. Miejsce intryguje i zachęca jeszcze zanim do niego zawitamy. Przez szeroko otwarte okna wychodzące na ruchliwą Poznańską widać krzątających się kucharzy. Wchodzimy po schodach do niewielkiego pomieszczenia. Podobno jest tu 30 nakryć, ale na pierwszy rzut oka wydaje się, że znacznie mniej. Przestrzeń malutkiego lokalu wykorzystana jest do granic możliwości. Krzesełko stoi przy krzesełku, nakrycie przy nakryciu. Wąskie barowe stoliczki, wysokie barowe krzesła. Większą część bistro zajmuje otwarta kuchnia, w której trzech kucharzy uwija się przygotowując danie za daniem. Bo mimo, że miejsce jest czynne zaledwie dwa tygodnie, pusto tu nie jest i kucharze nie mają czasu na patrzenie na puste talerze.
Siadamy przy barze z widokiem na otwartą kuchnię. Siedzimy na zderzeniu dwóch frontów. Z przodu naciera na nas gorąca atmosfera kuchni z biegającymi kucharzami, plecy za to owiewa nam lekki wiaterek wpadający przez otwarte okna. Wystrój jest bardzo prosty, na nic więcej nie byłoby tu miejsca. Szefem kuchni Kaskrut jest Adam Leszczyński, ale nie mamy akurat okazji go spotkać, podobno szkoli się w Paryżu i zbiera inspiracje na nowe dania. To nie jedyne francuskie wpływy w lokalu. Jeden z właścicieli jest Francuzem i prowadzi też inną restaurację w Londynie.
Miejsce kojarzy mi się trochę z wyspiarskimi gastrobarami czy hiszpańskimi barami pintxos. Atmosfera lokalu jest bardziej barowa niż restauracyjna. Karta dań nie przytłacza liczbą propozycji, a wszystkie dania kosztują poniżej 30 zł. Menu wypisane jest na tablicy na ścianie nad barem. Sporą jego część stanowią casse croute czyli kanapki z różnymi wypełnieniami. Są także dwie zupy, dwie sałatki, trzy dania główne i desery. Do menu nie powinniśmy się specjalnie przyzwyczajać, bo ma się zmieniać co dwa tygodnie. Już od przyszłego tygodnia znajdziemy w karcie zupełnie nowe propozycje.
Lokal nie ma jeszcze koncesji, na razie można napić się bezalkoholowego Radlera, jest też piwo pszeniczne bez procentów. Jak zdradza nam właściciel nie będzie tu wina, myślą za to o serwowaniu małych butelek szampana, dobieranych do posiłków. Oryginalnie.
Podany na pierwszy ogień Grillowany i palony bakłażan/rzepa (12zł) wygląda dystyngowanie, to mały Picasso na talerzu trochę nie pasujący do wnętrz ciasnego bistro. Przez chwilę waham się czy zepsuć misternie ułożoną kompozycję cieniutkich plasterków rzepy i rzodkiewki spoczywającą na tatarze z palonego bakłażana, ale ciekawość wygrywa. Intensywny smak palonego bakłażana ciekawie kontrastuje z surowością i lekką pikantnością rzepy i rzodkiewki. To niezwykle udana wariacja na temat warzywnego sezonu.
Druga z sałatek Pomidory / fenkuł / piana z ogórka (12 zł) – to po prostu pokrojony w ćwiartki, obrany ze skórki, pomidor, piórka fenkuła, gdzie czerwień pomidora skontrastowana jest z zieloną pianą z ogórka. Całość posypana palonym sezamem. To proste, lekkie i efektowne danie choć nie porywające aż tak jak poprzednie.
Gazpacho z arbuza / pomidorowa granita (10 zł) to wyjątkowo lekka, słodko – kwaśna kompozycja z nutką chilli. Może nie jest to wybitne danie, które na długo zapada w pamięć, ale na pewno niebanalne i w smaku bez zarzutu.
Z dań głównych jest dziś tylko risotto i ryba. Wybieram to drugie. Pstrąg / kabaczek/beurre blanc (22zł) to ponowny popis umiejętności kucharzy. Lekko kwaśny aksamitny sos maślany z kawałkami ugotowanego kabaczka chciałoby się wylizać do ostatniej kropli zapominając, że ludzie patrzą, a masło to nie jest zbyt dietetyczny składnik :-). Ryba spoczywająca w sosie jest zwarta, a jej skórka chrupka. Smak dania jest wysublimowany, nie powstydziła by się go elegancka restauracja przez duże R.
Nie możemy wyjść z restauracji Kaskrut bez spróbowania flagowych dań karty czyli casse croute. Nasz wybór pada kanapkę z Wołowiną / batatami / kapustą (22 zł). To danie bardziej przypominające bary z kebabem niż eleganckie restauracje ;-). W smaku jednak kebabów ani burgerów nie przypomina. Pita jest obficie wypełniona gotowanym przez długie godziny idealnie miękkim mięsem z dodatkiem kapusty i batatów. Ja pewnie bym całość trochę jeszcze zaostrzyła, ale i tak ta propozycja bardzo mi smakuje. To danie – jak mówi właściciel – pewnie bardziej pasuje na jesienne chłody niż środek lata i zgadzam się, że to obfita i wzmacniająca porcja, po którą jeszcze chętniej wrócę tu na jesieni.
Nie zawsze zamawiamy desery, bo podobnie jak zaprzyjaźniony Froblog nudzą nas propozycje warszawskich restauracji nie wybiegające daleko poza Tiramisu, panna cottę, sernik czy fondant. Tu jest ciekawiej. Bez deseru wyjść więc nie możemy. Biała czekolada / ogórek / jabłko (13 zł) to bardzo słodki deser, złamany kwaśnym jabłkiem i chrupiącym ogórkiem wyjętym ze słodkiego syropu. Pycha! Na zakończenie udanej kolacji, w ramach prezentu od właściciela dostajemy jeszcze deser. Brzoskwinie / granita z selera naciowego (11 zł) to oryginalne, niespotkane wcześniej połączenie. Lekko anyżkowa nuta selera łączy się tu ze słodko kwaśna brzoskwinią. Oba elementy należy jeść łącznie, wtedy deser ma prawdziwą klasę.
Jeśli tak jak mnie cieszą Was niesztampowe połączenia smakowe, lubicie takie miejsca jak Momu i chętnie zjedlibyście w Fade Street Social, koniecznie odwiedźcie Kaskrut. To kreatywna kuchnia w przystępnych cenach. Za niecałe 100 zł spróbowaliśmy sześciu różnych intrygujących dań, które zmietliśmy z talerzy w tempie bliskim szybkości światła. Już nie możemy doczekać się kolejnych wizyt i nowych odsłon menu. A miejscu mocno kibicujemy!
Kaskrut, ul. Poznańska 5, Śródmieście, Warszawa
Podsumowanie
Dzielnica: Śródmieście
Kuchnia: autorska, międzynarodowa, sezonowa
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: bar, restauracja
Przewodnik: nowe miejsca
Okazja: lunch, spotkanie z przyjaciółmi
Kanapka wygląda bardzo zachęcająco.
Byłam tam niedawno. Niestety oprócz ciekawego nazewnictwa nic ciekawego nie odnajduje w tej kuchni. Dania słabo doprawione. Moja kanapka z wołowiną nie miała smaku. Niestety pseudo-wykwintne nazewnictwo i ciekawe podanie nie zastąpi smaku dań….Spróbuje za jakiś czas znowu, wtedy zobaczymy.
Bardzo dobre miejsce
zachwyciłam się kaskrutem. jego bezpretensjonalnością i dobrymi połączeniami. strasznie żałowałam, że nie miałam ze sobą aparatu.
znajomi mówili ze jedzenie bardzo dobre, sam muszę sprawdzić