My’o’tai – kolory Azji

22 września 2014

Kolory. To pierwsze skojarzenie z nowym tajskim miejscem przy Szpitalnej My’o’tai. Żółty, bordowy, niebieski, biały, zielony zwracają uwagę już od wejścia. Kolorowe są lampiony powieszone pod sufitem, jak również poduszki i storczyki stojące na półce przy ścianie. Te kolory tworzą charakter wnętrza, bo wystrój lokalu nie jest specjalnie oryginalny, a wypełniają go zwyczajne meble z Ikei.  Nazwa może wydawać się znajoma i nie jest to przypadek – restauracja należy do właścicieli My’o’my z powodzeniem działającej od kilku lat po sąsiedzku. Partnerem i szefem kuchni w My’o’tai jest pochodzący z Singapuru Trisno Hamid znany z popularnego krakowskiego Yellow Doga. W Yellow Dogu nigdy nie byliśmy, ale mieliśmy kilkukrotnie okazję spróbować jego dań na  Soho Food Market i na Urban Markecie.  My’o’tai to kuchnia tajska w trochę innej odsłonie niż proponują ją inne warszawskie restauracje. W menu nie znajdziecie popularnego pad thaia, na próżno też szukać tu satayów z kurczaka, niekończącej się listy dań curry w kilku kolorach czy mango sticky rice. Jest za to dużo wariacji na temat warzyw i tajskich ziół z ciepłymi i zimnymi dodatkami, są przekąski, podobne do tych, które możemy zjeść na ulicach w Tajlandii. A wszystko bardzo kolorowe. Każde danie w krótkim opisie ma dokładnie wymienione składniki dań, a wybrane dania oznaczone są glutenfree co ma znaczenie dla rosnącego grona bezglutenowców.

myotai wnetrze

myotai bar

myotai bar 2

myotai woda

Kolory są tu nie tylko we wnętrzu. Znajdziecie je też na talerzach. Zawijańce w liściach betelu (14 zł), które zamawiam na przekąskę przypominają mi jedno z moich ulubionych kulinarnych miejsc w Tajlandii, knajpkę i szkołę gotowania Time For Lime. To właśnie tam przygotowywałam je po raz pierwszy własnoręcznie. Liście pieprzu betelowego mają w Azji Południowo-Wschodniej jeszcze inne zastosowanie – z dodatkiem mleka wapiennego i nasion palmy arekowej stanowią popularną używkę. Tutaj to po prostu przekąska, na każdym z liści znajduje się limonka, prażony kokos i orzeszki ziemne, suszone krewetki, imbir, szalotki, chilli. Bierzemy liść  z dodatkami w rękę, robimy z niego zawiniątko i maczamy w sosie. Zawijaniec z sosem tworzy  idealną równowagę smaków od pikantnego, poprzez kwaśny do słonego. Przekąska jest jednocześnie miękka i chrupiąca,  doskonale zaostrza apetyt, odświeża i rozgrzewa podniebienie. To dobry początek dla wielbicieli pikantnych smaków.

myotai zawijańce

Niezwykle udany jest Grillowany bakłażan z ziołami (24 zł) podany na ciepło, któremu towarzyszy jajko, mięta, kolendra, chilli, szalotka, dymka i siekany prażony ryż. Danie jest aromatyczne, idealnie pikantne, wielowarstwowe. Fajnie, że ktoś potrafi tak przyprawić danie, że aż w nosi kręci. Podobne wrażenia mam po zjedzeniu Polędwicy wieprzowej z ziołami (28 zł). Mięso jest miękkie, lekko różowe, idealnie soczyste. Towarzyszy mu bogaty zestaw dodatków takich jak mięta, trawa cytrynowa, bazylia tajska, szalotki, dymka, siekany ryż prażony. To kwintesencja tajskich smaków. Danie tak bogate, że aż przyprawiające o dreszcz. Kiedy zamykam oczy  mam wrażenie, że jestem w knajpce w Chiang Mai czy na Ko Lancie.

Wszystkie dania w My’o’tai, to wreszcie  „Tajlandia nie dla turystów”. Dla mnie to raj, bo nie jeden raz w tajskich restauracjach w Warszawie byłam rozczarowana poziomem ich przyprawienia, który dopasowany został do polskich podniebień. Tutaj przyprawia się comme il faut, tworząc dania autentyczne i z charakterem. A takie lubię najbardziej. Najmniej pikantne z dań których kosztuję to Chrupiące jajka z warzywami i ziołami (18 zł), czyli jaja smażone z patelni w formie pokrojonego omletu podane z marchwią, selerem naciowym, sałatą ngo gai, kolendrą, czosnkiem i limonką.  Danie jest odświeżające i lekko pikantne.

myotai bakłażan

myotai jajko

myotai wieprzowina

Obiad zamykamy jedynym w karcie deserem. Krem z kokosa i pandanu (10 zł) to słodki i delikatny deser, który fajnie by było chyba przełamać czymś owocowym lub kwaśnym. W konsystencji trochę przypomina pana cottę, choć w smaku nie ma z nią nic wspólnego – dominującym smakiem deseru jest kokos. Nie jest może wybitny, ale daje radę.

My’o’tai to kolorowe miejsce. Kolory są tu elementem wnętrza, wielobarwne są także talerze z daniami. Pozytywna i kolorowa jest uśmiechnięta obsługa. Charakter i kolor mają serwowane tu dania. Kuchnia Trisno Hamida jest bogata, wielowarstwowa i intensywna. Dania rozpalają od środka, rozbudzają kubki smakowe i przywracają wspomnienia z azjatyckich wypraw.

My’o’tai, ul. Szpitalna 8 (wejście od Górskiego), Warszawa, Śródmieście, tel. 662 742 901

4 Responses to My’o’tai – kolory Azji

  1. Gość says:

    Niestety, byłem.w całym lokalu śmierdzi starym olejem obsługa bardzo miła.jedzenie, nie umiem powiedziec , bo próbowałem tylko flaki po tajsku-wywar bardzo smaczny ale same flaki twarde. Wizyta niestety średnia.

  2. Stefan K says:

    Potwierdzam,flaki smaczne ale zarowno pręga jak i flaczki twarde jak guma. Miła kelnerka przekazala szefowi kuchni – powiedzial ze bedzie robil bardziej miękkie. Jesli nie pogotuje miesa ze 3-4 godz to nie da rady aby zmiękczyć tę część wołowiny… Zawijańce, skrzydełka kurczaka i polędwiczki bardzo dobre intrygujący tajski smak – bez curry i mleka kokosowego! Polecam. Na pewno wrocę i sprawdzę jeszcze raz tę jedyną w karcie zupę i resztę zawartosci menu.

  3. Jozzie Jones says:

    Mam wrażenie że byłem w innej restauracji;-( Po pozytywnych recenzjach zabrałem znajomych z pracy na kolację. Niestety spotkało nas wielkie rozczarowanie. Wszystkie zamówione dania były przyprawione na jedno kopyto (zamówiłem podroby i chyba flaki). W obu daniach dominował anyż gwiazdkowy i chyba przyprawa 5 smaków. Zupełnie brakowało mi użycia 4 smaków (ostrego, słodkiego, słonego i kwaśnego), których zbalansowanie w różnych proporcjach jest dla mnie ulubioną cechą tajskiej kuchni. Potrawy znajomych były przyprawione identycznie. Wystrój i obsługa fajne, ale chyba był inny kucharz. Wybiorę się ponownie spróbować opisanych tu dań, bo mam nadzieję, że miałem po prostu pecha.

  4. P&D says:

    Oj nie według mnie to najgorsza restauracja tajska w Warszawie 🙁 byliśmy tam ze znajomymi i wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że tu jest coś nie tak. A bakłażan jadłam niby dobry, NAWET dobry… ale za takie nawet i cenę taka porcja? w sumie to nie był dobry, czułam że go zjadłam do dnia następnego. Spróbowałam też zupy pomarańczowej z krewetkami i skończyło się na tym, że spróbowałam, więc sami sobie wszyscy mogą odpowiedzieć jak smakowała. Generalnie nie polecam, choć wiadomo każdy ma inne smaki..

Dodaj komentarz