Warburger
10 października 2012
Warburger, kolejny burger bar na fali mody na slow burgery (czyli podobno zdrowszą odmianę hamburgerów) powstał niedawno na Górnym Mokotowie. Nie ruszam tam od razu po otwarciu, gdyż na mieście głośno jest o kolejkach podobnych do tych, które stały przed Burger Barem na Olkuskiej tuż po jego otwarciu. Zdecydowanie nie chcę i nie będę czekać na mojego burgera 40 minut.
Gdy pierwsza fala burgerowych maniaków przewinęła się już przez Warburger, z nadzieją na mniejsze kolejki podjeżdżamy i my pod niewielki pawilonik na Dąbrowskiego. Przed lokalem panuje atmosfera piknikowa. Jest trochę ludzi, ale nie jakieś tłumy. Niektórzy stoją i zajadają hamburgery przy stolikach, inni czekają jeszcze na swoje kanapki przechadzając się, rozmawiając lub po prostu odpoczywając na ławce w parku. Luz i chill out. W środku jest niewiele miejsca, na zewnątrz stoi kilka prowizorycznych stolików. Przed lokalem uśmiech na mojej twarzy wywołuje kosz z jabłkami z opisem „deser”. Po „zdrowym” burgerze możemy więc gratis dostać dawkę zdrowia i witamin…. Wygląda na dobrą opcję dla tych na diecie… szczególnie ten deser… 🙂
W menu lokalu znajdziemy burgerowe klasyki, takie jak hamburger, cheeseburger, BBQburger (19 zł), są także dostępne oryginalne burgery z dziczyzny (34 zł ) z sarniną lub z jeleniem i kozim serem. Sarnina dziś już wyszła, ale możemy wybrać spośród kilka różnych burgerów z wołowiną. Interesująco zapowiadają się chilliburger, kacburger czy giacomoburger (23 zł). Dla wegetarian ma być wprowadzona wkrótce wersja wege z bobem i grillowanymi buraczkami.
Składamy zamówienie i przezornie pytamy o czas oczekiwania. „10 a w zasadzie nawet 8 minut” słyszymy od sympatycznej obsługi, co jest dla nas jak najbardziej akceptowalne. Idziemy na mały spacer. Wokół nas przechadzają się grupy znajomych, rodziny z dziećmi, taka typowa sobota w parku. Po kilku minutach wracamy i od razu dostajemy nasze bułki. Ja wgryzam się z chilliburgera. Maślana bułka fajnie kontrastuje z lekko pikantnym chilliburgerem. Lekko krwista, miękka wołowina marynowana w chilli, do tego pomidory, raszponka, cebula, pyszny sos zamknięte są w lekko słodkiej, zwartej bułce… Całość tworzy jeden z lepszy burgerów jakie jadłam. Wrażenie robi też ciekawie zaprojektowane opakowanie.
Podczas drugiej wizyty jem burgera z jelenia. Dodatki są równie pyszne jak podczas poprzedniej wizyty, samo mięso smakuje mi ciut mniej… już wiem, że zdecydowanie wolę burgery z wołowiny, bardziej soczyste i wyraziste w smaku. Te w Warburgerze to w tej chwili jedne z lepszych w Warszawie…. szczególnie w wersji pikantnej.
Warburger, ul. róg Puławskiej/ Dąbrowskiego
.
Więcej zdjęć z mojej wizyty w Warburgerze znajdziesz na fanpage’u Restaurantica.pl na Facebooku
..
Czytaj o modzie na burgery w Warszawie w poście:
Burgermania czyli burger w natarciu
;
Opisy innych burger barów, w których byłam:
.
Podsumowanie
Dzielnica: Mokotów
Kuchnia: amerykańska, burgery
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: bar
Dodatkowe wymagania: ogródek letni
Okazja: jedzenie na ulicy
jak dla mnie warburger to nowy powiew świeżości, jeśli chodzi o burgery 😉
i jedzenie, i obsługa – bdb!
o tak! warburger jest na mojej liście 🙂
Ile wazy kotlet wolowy? 100? 150? A moze 200g?
dodajmy,że w tymże miejscu jeszcze niedawno stała pizzeria Tiffone i robiono tam pizzę na wspaniałym cienkim cieście a wcześniej szalety miejskie
A ja stawiałam na to, że to w Berlinie… Miałabym blisko…:), a tak…:(
Lubię chłopaków, lubię ich hamburgery, ni lubię ich buły. Jest nazbyt gliniasta.
Lechu – ale ta bułka jest dość ciekawa… To prawda, że jest nabita i ciężka i być może to własnie ona sprawia, że czuję się najedzony, choć ma tylko 10 cm. średnicy. Na koniec faktycznie się nudzi, ale w zasadzie jak powinna wyglądać bułka do hamburgera w wersji „slow food”?
Ja niestety nie bede ich chwalil. Bulka rzeczywiscie nie dobra. Twarda i nabita, a ona ma byc dododatkiem do burgera a nie zapychaczem. Powinna byc lekka i chrupiaca. Co do miesa to dla mnie jest bez smaku, a powinno byc smaczne i aromatyczne.
Reszta ok, swieze i przyjemne choc dla mnie burger powinien zamiast specjalnego sosu miec ketchup i musztarde.
Burgerownia na pięknym, zielonym skwerze, który ma z założenia służyć wypoczynkowi, relaksowi mieszkańców. Mogłaby być cennym do tego skweru dodatkiem.
I co? Przez cały dzień – od rana do wieczora – wyje, jak stojący non-stop na tym skwerze tramwaj, bo ma prymitywny (kupiony za 124 zł) wentylator na dachu. Właściciela nic nie obchodzi środowisko, w które się wmeldował, ani ludzie, którzy muszą tego nieustannego, męczącego hałasu słuchać.
Wiem, że znajomi prosili kilkakrotnie w ciągu ostatniego miesiąca o wyłączenie uciążliwego wentylatora. I co? Właściciel ma to (oględnie mówiąc) w głębokim poważaniu. Liczy się tylko forsa.
Fajna miejscówka? Niefajna. Fatalna. Pasożyt, którego sąsiedzi nic nie obchodzą.
Życzymy, żeby ta karma, na którą usilnie pracujecie, jak najszybciej wam odpłaciła !!!