Dwie Trzecie
25 czerwca 2014
Restauracja Dwie Trzecie, która zajęła ostatnio miejsce po indyjskiej Ganesh przeniesionej na Marszałkowską, doskonale wpisuje się w śródziemnomorskie klimaty położonych nieopodal popularnych miejscówek z ulicy Poznańskiej. W najbliższym sąsiedztwie znajdziemy Leniviec, Beirut, Tel Aviv czy choćby Kaskrut. Dwie Trzecie dołącza do grona zacnego, które powoduje, że w tych okolicach chce się bywać, jeść i pić. Tu na talerzu wieje nadmorską bryzą, choć śródziemne klimaty objawiają się w zupełnie innym wydaniu.
Są takie miejsca które odwiedzam tylko raz wkrótce po otwarciu, a potem o nich szybko zapominam. Są także takie, do których muszę wrócić i to zaraz po pierwszej wizycie. Zanim finalnie przelewam swoje wrażenia na bloga odwiedzam Dwie Trzecie nie tylko dwu ale aż trzykrotnie. Pierwszy raz wpadam tydzień po otwarciu w weekendowe popołudnie. Będąc pod dużym wrażeniem jestem tu z powrotem już kilka dni później, w ramach wizyty lunchowej. Trzecia wizyta ma miejsce po miesiącu, w sobotnie popołudnie, tuż po recenzji Macieja Nowaka. Chcę sprawdzić jak zmienili się od otwarcia.
W dni rozruchowe lokal jest wypełniony ludźmi, szczególnie w weekend. W tygodniu w godzinach popołudniowych jest nieco pustawo. Po recenzji popularnego krytyka więcej miejsc jest zajętych, wiele stolików jest zarezerwowanych, choć do wypełnienia sporego wnętrza restauracji i równie pokaźnej przestrzeni ogródka, jest jeszcze daleko. W przestronnej restauracji możemy wybrać miejsce w kilku strefach: barowej tuż przy wejściu, większej sali restauracyjnej, a także w dużym ogródku na rogu Poznańskiej i Wilczej. Wystrój jest dopracowany w najmniejszych szczegółach w designie będącym miksem różnych stylów. Cegła i betonowe elementy, kraciaste fotele, eleganckie lampy tworzą przyjemne i estetyczne wnętrze. Mimo pełnego lokalu obsługa jest sprawna a dania pojawiają się w idealnym rytmie. Obiad, lunch czy kolację rozpoczyna amuse bouche, czyli poczęstunek od szefa kuchni. Nie, nie jest to chleb ze smalcem, tylko kreatywny wstęp do zamówionych dań, za każdym razem coś innego. Podczas ostatniej wizyty był to kompresowany melon, pomarańczowa galaretka i bazylia.
Podczas trzech wizyt próbujemy sporą cześć karty. Ceny są przystępne, choć zauważam lekki ich wzrost (ok. 3 zł na daniu) w ciągu miesiąca od otwarcia. Najciekawszy wizualnie, ale chyba najbardziej obojętny smakowo jest Łosoś peklowany (burak gold / mozarella / mizuna) (21 zł / 24 zł). To prawdziwe dzieło sztuki na talerzu. Zanim pierwszy kęs trafi do moich ust, muszę się trochę pozachwycać barwną kompozycją utkaną na talerzu. Z przystawek próbuję też makreli (jabłko / gryka / wątróbka) (19 zł). Połączenie ryby z gryką i wątróbką, która przypomina w smaku i wyglądzie kaszankę, to niespodziewany i ekscytujący rozdział karty. Zupną część karty poznaję kosztując Królika consomme (15 zł), esencjonalnego, wyrazistego, mocnego w smaku.
Dania główne, które zamawiam w restauracji potwierdzają pozytywne wrażenia po wzbudzających spore nadzieje przystawkach i zupie. Królik (szparagi / fondant ziemniak / groszek) (38 zł) na moje życzenie podany z większą ilością szparagów zamiast fondanta jest delikatny, mięciutki, poruszający. Nie zawodzi również danie, które nieczęsto gości na naszych talerzach jako zbyt powszechne w restauracjach i łatwe do zrobienia samodzielnie w domu, czyli kurczak. Kurczak kukurydziany (bób / kopytka bekonowe / pak choi lub mangold) (29 zł / 31 zł) jest soczysty, delikatny, perfekcyjny. W tym daniu zostaję też fanem warzywnych dodatków, takich jak bób, pak choi czy boćwina, czyli burak liściowy. Smakuś nie może zaś oderwać się od mięciutkich bekonowych kopytek.
Jeszcze większe wrażenie robi Polędwica z dorsza (pietruszka, botarga, topinambur) (36 zł / 39 zł) o białym mięsie rozpadającym się na płatki. Danie idealnie przyrządzone o oryginalnych dodatkach, które znakomicie dopełniają smak ryby. Także kosztując Łososia z kurkami na puree z soczewicy (31 zł) ciężko obyć się bez achów i ochów. Dostojnie i kolorowo prezentuje się najdroższe danie z karty, Jagnięcina (młoda marchew / czosnek confit / piana z żubrówki) (55 zł) podana lekko różowa, częściowo z z kością, częściowo pocięta na niewielkie plasterki, w towarzystwie słodkiego, aksamitnego musu z marchewki z odrobiną ziemniaków. Jagnięcina co prawda trudno odchodzi od kości i wymaga ćwiczeń fizycznych przy pomocy noża, ale w smaku zachwyca. Testowanie karty deserowej dopiero przed nami. Pierwszy deser, który mamy za sobą, Tarta cytrynowa (beza / stewia) – 16 zł to idealna rozpływająca się w ustach lekka igraszka. Nie za słodka, pięknie się prezentuje i urzeka lekkością i odświeżającym smakiem.
Dwie trzecie już po pierwszej wizycie wpisałam na listę polecanych przeze mnie restauracji, którą prowadzę na blogu prawie od jego powstania. Druga i trzecia wizyta upewniła mnie, że się nie pomyliłam i będzie to jedno z tych miejsc, które chętnie polecę, jeśli znów ktoś mnie spyta: poradź gdzie dobrze zjeść i nie wydać majątku.
Dwie Trzecie, ul. Wilcza 50/52, Warszawa, Śródmieście, tel. 22 623 02 90, 605 589 588
Podsumowanie
Dzielnica: Śródmieście
Kuchnia: międzynarodowa
Ceny: 20-40 zł
Typ lokalu: restauracja
Przewodnik: nowe miejsca
Dodatkowe wymagania: ogródek letni
Okazja: babskie ploty, elegancka kolacja, kolacja we dwoje, lunch, na drinka, specjalna okazja, spotkanie w grupie, spotkanie z przyjaciółmi